niedziela, 25 kwietnia 2010

Cem czyli modlitwa

Uroczystość odbywa się w Centrum Kultury Okręgu Seyhan w Adanie (Seyhan Kültür Merkezi), które znajduje się w samym centrum miasta, tuż obok ratusza (tur. Seyhan Belediyesi). Miasto podzielone jest na trzy wielkie okręgi municypalne: Balcalı, Yüreğir i właśnie Seyhan. Każdy z okręgów posiada własne władze z ratuszem, nad którymi góruje ratusz wielkomiejski (Büyükşehir Belediyesi) z merem miasta na czele. Cem organizowany jest przez Związek Kultury Alewickiej im. Pira Sułtana Abdala (Pir Sultan Abdal Alevi Kültür Derneği. Adana Şubesi). Jest to pierwsza tego typu uroczystość organizowana poza cemevi należącym do związku i odbywająca się w Centrum Kultury, pod okiem władz municypalnych. Można zatem stwierdzić, że alewici stają się mniejszością, która z wolna zyskuje społeczne znaczenie i nie musi obawiać się poważniejszych represji. Stąd opisywana uroczystość jet poniekąd wydarzeniem nie majacym precedensu w dotychczasowej historii Republiki Tureckiej. Zadziwiać może fakt, że wszystko odbywa się bardzo spokojnie, a większość sunnicka zdaje się nie oponować. Uwagę przykłuwa również miejsce, w którym ceremonia się odbywa – jest to , jak już wspomniałem miejski dom kultury, wynajęty przez Związek. Widać, że władze podchodzą do kwestii alewitów z większym dystansem i wyrozumiałością, aniżeli kilka lat temu.

Organizatorem tego kulturalno – religijno – społecznego wydarzenia jest wspomniany wcześniej Związek im. Pira Sułtana Abdala. Watro przybliżyć tutaj sylwetkę patrona.
Pir Sułtan Abdal był żyjącym na przełomie XV i XVI stulecia sufickim poetą z okolic środkowo–anatolijskiego miasta Sivas. Pisze o nim min. polski podróżnik i reporter Max Cegielski w swojej książce „Oko Świata. Od
Konstantynopola do Stambułu”. Abdal w swojej poezji ośmielał się krytykować ówczesne władze osmańskie. Jego wystąpienia porywały lokalną ludność. Stąd też stał się Pir postacią niebezpieczną dla namiestników sułtana, za co został skazany na śmierć i powieszony.
Cegielski w swojej książce wspomina rozmowę z alewickim dede, jaką udało mu się przeprowadzić w jednej ze stambulskich herbaciarni.
Mężczyzna relacjonuje, że w dzień po egzekucji na szubienicy pozostało tylko ubranie. To wydarzenie miało dowodzić mistycznego zespolenia z Bogiem, jakie było udziałem Pira, którego osmańskie dowództwo było władne unicestwić jedynie fizycznie. Skazany pozostawił po sobie poezję i życiorys, w których dzisiejsi alewici dopatrują się ponadczasowej symboliki. Prześladowana przez wieki mniejszośc znalazła w Abdalu bohatera, który mimo zejścia z tego świata, wciąż pozostał żywy.
Jest on zatem, zaraz po Dżallaluddinie Rumim i Hadżim Bektaszu, kolejną postacią wokół której alewici rozwijają swoją świadomość, kulturę i obrzędowość. Obraz przedstawiający jego sylwetkę, trzymającą uniesioną w powietrze guślę, góruje nad sceną Centrum Kultury, gdzie odprawiane są modły.

Opisywana uroczystość jest drugą w czasie mojego pobytu w Turcji tego typu ceremonią, w jakiej mam okazję wziąć udział, ale pierwszą, w jakiej mogę uczestniczyć w pełnym wymiarze czasowym. Wnętrze budynku przypomina salę teatralną, z tym że za sceną, po drugiej stronie znajduje się kolejne kilkanaście rzędów siedzeń. Sam zajmuję miejsce na balkonie, gdyż dół jest już szczelnie wypełniony. Z góry jednak, doskonale widzę nie tylko scenę, na której prowadzona jest ceremonia, ale również zgromadzonych po obu stronach wiernych, których w sumie zebrało się około półtora tysiąca. Mam zatem okazję przyjżeć się temu, w jaki sposób przeżywają oni swoje uczestnictwo w cemie.

Na scenie centralne miejsce zajmuje siedzisko dla dede , któremu asystuje dwóch mężczyzn. Cała trójka gra na guślach i odśpiewuje religijne pieśni.
Prowadzący są ustawieni bokami do obu części widowni. Przed nimi znajduje sie wyłożona dywanami wolna przestrzeń, na której odbywają się poszczególne elementy liturgii oraz rytualny taniec semah.
Przestrzeń ta otoczona jest materacami, na których spoczywają tańczący, oraz dostojni panowie, asystujący przy odprawianiu modłów.
Ponad sceną wznoszą się portrety szczególnie czczonych przez alewitów osobistości. Są to Ali ibn Abu Talib, Hadżi Bektesz Weli, wspominany Pir Sułtan Abdal, Mustafa Kemal Atatürk oraz rzecz szczególnie godna uwagi –
zbiorowy portret ze zdjęć trzydziestu sześciu uczestników kongresu jaki odbył się w 1993 roku, w Sivas – nota bene w rodzinnych stronach Pira Sułtana Abdala. Wszyscy przedstawieni padli ofiarą zamachu zorganizowanego przez sunnickich ekstremistów, którzy podłożyli ogień pod hotel Madmak, gdzie odbywał się kongres. Pod twarzami znajduje się napis :


„ Unutmadık. Unutturmayacağız ”, czyli „ Nie zapomnieliśmy. Nie pozwolimy zapomnieć ”. Jest to wyraz męczeństwa i pamięci dla ofiar ataku jaki miał miejsce tam, gdzie żył i tworzył pierwszy wielki męczennik alewizmu.

Uroczystość rozpoczyna się od odczytu poezji patrona lokalnego związku, po którym następuje przemówienie przewodniczęcego.
Należy tutaj wyjaśnić, że alewickie gminy wyznaniowe, prócz przywódców duchowych, jakimi są wywodzący swoje pochodzenie od Proroka bądź dwunastu imamów dede, mają także przywódców świeckich, wyznaczanych w drodze wyborów. Duchowe przywództwo dede jest niepodważalne. Jest on najwyższym aurorytetem w kwestiach religijnych i moralnych, godność ta uprawnia do pełnienia funkcji liturgicznych i arbitrażowych. Obieralni dyrektorzy natomiast, pełnią funkcje organizacyje i poprzez reprezentowanie wspólnoty na zewnątrz – również polityczne. W takim właśnie duchu wypowiada się przewodniczący Związku Pira Sułtana Abdala. Wyraża zadowolenie z faktu, iż spotkanie może odbywać się w państwowym domu kultury. Głosi hasła jedności między narodami zamieszkującymi Republikę Turecką oraz przypomina, że urzędujące władze otworzyły drzwi do pojednania z ludnością kurdyjską. „ Nadszedł więc czas, aby te same drzwi otworzyć przed alewitami! Wiele przecierz nie oczekujemy” – postuluje. Przemówienie zostaje nagrodzone gromkimi brawami.

Po tym wystąpieniu głos zabiera dede, który rozpoczyna od śpiewania religijnych pieśni wychwalających dwunastu imamów i Hadżiego Bektasza.
Potem rozpoczyna mowę wprowadzającą do właściwej modlitwy. Przypomina to wygłaszaną przez chrześcijańskich kaznodziejów homilię. Dede opowiada o duchowej powadze obrzędu. Mowa trwa mniej więcej godzinę. Po niej nastepuje kilkunastominutowa przerwa, po której ma się rozpocząć właściwa ceremonia.
Ta z koleji, rozpoczyna się od kilkunastominutowego wprowadzenia artykułowanego przez duchownego, który nie ma przed sobą żadnej księgi, z której odczytuje się tekst modlitwy, ani śpiewnika. W tym momencie ceremonia trwa już około półtorej godziny i ci z zebranych, którzy pryprowadzili małe dzieci, zaczynają miec z nimi problemy. Prowadzący nie kryje swojej irytacji i prosi aby w tym podniosłym momencie wyprowadzić lub uspokoić niesforne maluchy. Również ci spośród zebranych, którzy są sunnitami, a na ceremonie przyszli z ciekawości, zaczynają okazywać znużenie. Tym niemniej, ceremonia trwa nadal, a przed obliczem kapłana pojawiają się dostojni panowie w kwiecie wieku w liczbie dwunastu, którzy odtąd asystują przy odprawianiu modlitwy, a także tancerze – w takiej samej ilości. Tancerzom daleko jednak do derwiszów znanych z opisów zekru w sufickich tarikatach, czy wdzięcznie wirujących mężów z mauzoleum Rumiego w Konyi. Bardziej pasuje do nich określenie semahci – czyli odprawiający rytualny taniec semah.

Ich liczba nie jest jednak przypadkowa. Symbolizuje ona, jak powiada dede, dwónastu imamów, czy też dwanaście miesięcy w roku. Pokazuje to zatem pewnego rodzaju harmonię Świata. Zespół składa sie zarówno z tancerzy, jak i z tancerek, przy czym dziesięcoro z nich nie ma więcej niż dwadzieścia lat. Jeden z nich ma około trzydziestu kilku lat, a najstarszy z nich, w średnim wieku, stoi z boku dzierżąc drewnianą laskę i sprawuje niejako pieczę nad prawidłowym przebiegiem całego odbrzędu. Mężczyżni ubrani są w białe koszule, dziewczęta w czarne. Wszyscy mają biodra przewiązane czerwoną wstążką. Brakuje im natomiast charakterystycznych czerwonych nakryć głowy, którym alewici zawdzięczają jeden ze swoich przydomków – kyzyłbasze ( tur. kızılbaş – czerwona głowa), we współczesnej Turcji ponoć pogardliwy.
Tancerze, oprócz odprawiania semah, pełnią funkcję podobną do ministrantów w kościele katolickim, to znaczy pomagają przy odprawianiu liturgii.
Nie dokonuje się rytualnej ablucji, ale zamiast tego obmywa się ręce na znak oczyszczenia. Dwójka tancerzy przynosi dzban z wodą oraz miskę. Pierwszy obmycia dokonuje dede, po nim asystujący mu mężczyźni. Potem sprawuje się poszczególne elementy nabożeństwa, które dla nie–alewity mogą wydawać się kompletnie niezrozumiałe. Zapala się stojące przed prowadzącym świece. Przy zapalaniu każdej z nich wykrzykuje sie kolejno: Ya Allah! Ta Muhammed! Ya Ali! Prowadzona liturgia przeplata ze sobą elementy aktywnej modlitwy i kazania.
Zebrani wokół prowadząceco raz przyklękają i kłaniają się, raz siadają wygodnie na rozłożonych materacach i uważnie słuchają mowy swojego mistrza. W modlitwę włączone są pieśni śpiewnane przy akompaniamencie guśli
i niosące zawoławnie La illaha Alla Allah! – Nie ma Boga, jak tylko Bóg!
Pozostali uczestnicy tego religijnego spotkania obserwują i słuchają w skupieniu, a niektórzy z nich, znajdujący się w stanie najwyższego przebówtwienia kołyszą się i wykrzykują spontanicznie Imię Boże.

Końcowym elementem cemu jest semah. Tancerze niesieni śpiewem i muzyką schodzą się w krąg, a potem biegają w koło obracając sie wokół własnej osi. Potem łączą sie w pary wykonując pełen rytmicznej gestykulacji, zsynchronizowany taniec. Po odprawieniu tego końcowego rytuału dede odmawia modlitwę zakończenia. Po tej modlitwie, dwójka sposród wcześniej tańczących wychodzi na środek ze słomianą miotłą i wykonuje trzy ruchy symbolizujące zamiatanie i zakończenie modłów. Kolejno : w imię Najwyższego, jego posłańca oraz prawowitego sukcesora po Proroku.
Na sam już koniec wszyscy uczestnicy zostają pokropieni wodą z kielicha zwaną dem , czasami używa sie do tego również wina. Przy wyjściu każdy otrzymuje Lokmę – symboliczny posiłek, tym razem złożony z tureckich słodyczy zwanych bezalye. Przed jego otrzymaniem, jak mówi dede, należy wyrazić swą radość z otrzymanego podarunku. W ten sposób każdy, kto udaje się w drogę powrotną zostaje pokrzepiony zarówno duchowo, jak i fizycznie.



W ten oto sposób kończy się pierwszy cem odprawiany w Adanie pod okiem merostwa. Sama ceremonia, pod wieloma względami różni się od namazu w sunnickim meczecie. Właściwie, poza kilkoma symbolicznymi pokłonami, modlitwy alewitów i ortodoksyjnych muzułmanów w niczym nie są do siebie podobne. Zarówno dla tradycyjnego sunnity, jak i nieobeznanego z obrzędowśocią nie-muzułanina cem jest rzeczą szokujacą. Dla pierwszego, ze względu na odstępstwa od przyjętego kanonu, alewicka ceremonia będzie jawić się jako heretyckie pacierze, dla drugiego zaś będzie obrzędem nijak mającym się do obrazu wytworzonego przez ogólnie dostępne środki przekazu.
Fakt, że uroczystość odbywa się w państwowym domu kultury, ma natomiast dwojaki wymiar. Z jednej strony jest to uznanie przez władze prawa alewitów do wyrażania swojej odrębności i wolności kultu religijnego, z drugiej zaś, wierni nie uczestniczą w ceremoni w pełni. Siedzą w fotelach i nie mogą przyklękac i kłaniać się przed Stwórcą. W tym wypadku cem wygląda zatem jak wydarzenie bardziej kulturalne niż religijne, gdzie wierni są w większym stopniu widownią, aniżeli aktywnymi uczestnikami. Na ile zatem jest to techniczna niemożność pełnego uczestnictwa, a na ile traktowanie ceremonii jako wydarzenia kulturalnego, ciężko stwierdzić. Niemniej jednak, mając w świadomości klimat jaki towarzyszył przedstawicielom tej konfesji jeszcze kilka lat temu, możliwość zorganizowania uroczystości pod okiem państwa należy uznać za wielki sukces dający uzasadnione nadzieje na przyjście lepszych czasów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz