czwartek, 23 sierpnia 2012

Nacjonalizm czerkieski w Nowej Europie Wschodniej

Oto link do artykułu, jaki opublikowałem pod koniec czerwca w wydaniu internetowym Nowej Europy Wschodniej.

Być Czerkiesem

środa, 18 kwietnia 2012

Czy jest jeszcze obszar postradziecki?

To pytanie zadawali sobie prelegenci podczas zeszłorocznej konferencji organizowanej w Instytucie Wschodnim UAM. Konferencja zakończyła się debatą o istocie poradzieckości, w której udział wzięli prof. Waldemar Kuligowski, dr Iwan Pieszkow i dr Mariusz Marszewski. Kwestiom omawianym podczas konferencji poświęcony jest również najnowszy numer kwartalnika "Spojrzenie na wschód". Zapraszam więc do lektury i obejrzenia nagrania debaty.


Spojrzenie na wschód (kwiecień-czerwiec 2012)

wtorek, 17 kwietnia 2012

Mały przykład sakralizacji Wodza

Od pewnego czasu interesuję się zjawiskiem tzw. religii cywilnej, która przejawia się min. w sakralizacji symboli narodowych, czy para-religijnym obchodzeniu państwowych świąt. Nie jest to nowe zjawisko, a gdy weźmiemy pod uwagę, że laicka Europa jest tylko małym fragmentem naszego globu, gdzie władza pochodzi od narodu-suwerena, a nie z góry, stanie się to chyba jeszcze bardziej zrozumiałe.

Jeśli chodzi o samo pojęcie cywilnej religii jako takiej, to po raz pierwszy pojawiło się ono w "Umowie społecznej" Rousseau. Alexis de Toqeville opisywał to zjawisko na przykładzie Stanów Zjednoczonych (tutaj też władza zdaje się pochodzić od Boga), a amerykański socjolog Robert Bellah napisał na ten temat ważny esej "Civil Religion in America". Ponadto, warto również przywołać znakomitą pracę Rafała Imosa, który zajmując się radzieckim komunizmem stwierdził, że jest on kompletnym systemem religijnym.

Pole badań Imosa i wcześniej wspomnianych autorów jest rzecz jasna różne, ale wydaje mi się, że warto mieć na uwadze fakt, że różne systemy państwowe, w różny sposób budują swój autorytet. Zjawisko to powoduje, że zadajemy sobie pytanie nie tylko o istotę samej religii, ale również i o istotę państwa.

Myślę, ze podobnie wnioski możemy wyciągnąć obserwując współczesną Republikę Turecką, założoną przez zapatrzonego w Zachód Kemala Paszę. Jednym z przykładów może być to oto wydarzenie:

Children moved to tears of joy by Atatürk look-a-like

czwartek, 29 marca 2012

Czerkiesi Syrii chcą wrócić na Kaukaz

Na stronie miesięcznika "Stosunki Międzynarodowe" ukazał się właśnie mój artykuł dotyczący starań syryjskiej diaspory Czerkiesów o umożliwienie im repatriacji i powrotu do historycznej ojczyzny na Kaukazie. Zapraszam :)

Repatriacja syryjskich Czerkiesów

wtorek, 13 grudnia 2011

Tayyip - człowiek, który wywołuje skrajne emocje

Trudno mi przywołać jakiegokolwiek innego polityka, który wywoływałby równie skrajne emocje niż turecki premier Recep Tayyip Erdoğan.

Jego wizerunek ukazał się na okładce ostatniego Time'a. Turecki przywódca jest przedstawiany przez amerykańskich dziennikarzy, jako ten, który stworzył i umocnił świecką, neoislamską i przyjazną Zachodowi turecką demokrację, ale nie wiadomo, czy stanie się przykładem dla Arabów.

W głosowaniu czytelników Tayyip zwyciężył w dwóch plebiscytach: na najbardziej i najmniej popularnego kandydata na Człowieka roku 2011. "Za" było 122, 928, przeciw zagłosowało ponad 180 000. W pierwszym głosowaniu Ergoğan pozostawił w tyle Leo Messiego, który zgromadził 75 000 głosów. W głosowaniu na najmniej popularnego kandydata premier pobił wszystkich na głowę. Drugiemu na liście kandydatowi przypadło 34 000 głosów.

Według redakcji, najwięcej głosów przeciwnych napłynęło z Turcji. Zdaniem krytyków, tytuł Człowieka Roku tylko podtrzyma jego rządzę władzy.

Trzeba przyznać, że Turcja dawno nie miała przywódcy, który działałby z takim rozmachem i odnosił takie sukcesy, jak obecny premier. Jego partia rządzi krajem już prawie dekadę, a dla szerokich mas konserwatywnego społeczeństwa jawi się jako reprezentant ich interesów. Kemalistowska, świecka opozycja jest bezradna i zarzuca mu autorytarne zapędy, oraz dążenie do islamizacji państwa. Obawy te są nieco przesadzone i wydają się być jedynie straszakiem, który nie koniecznie spełnia swoje zadanie. Redaktorzy Time'a doceniają wkład obecnego premiera w umocnienie międzynarodowej pozycji Turcji i jak można się domyślać, liczą na jego pozytywną rolę w demokratyzacji Bliskiego Wschodu.

Ostateczne ogłoszenie zwycięzcy plebiscytu ma nastąpić w przyszłym tygodniu.

niedziela, 11 grudnia 2011

Turcy bułgarscy w Wielkopolsce

Zamieszczam link do artykułu, który pojawił się w czwartek 8 grudnia w poznańskim wydaniu Gazety Wyborczej. Internetowy tytuł został zmieniony przez redakcję gazeta.pl. W jakiś sposób trzeba przyciągnąć przecież czytelnika. Na papierze artykuł był zatytułowany "Nasi Turcy" i wolałbym, żeby był zachowany.

Nasi Turcy

środa, 7 grudnia 2011

Czeczenizacja Czeczenii, czy całej Federacji?

Wypadałoby, żebym jako wschodoznawca wypowiedział się na temat ostatnich wyborów parlamentarnych w Rosji. Tak mi się przynajmniej wydaje, że wypada. Znajomym jednego z naszych profesorów też tak się zawsze wydaje. Kiedyś narzekał, że jako antropolog zajmujący się Azją Środkową, jest non-stop proszony o opinię na temat Białorusi, Ukrainy i kilku innych regionów, które średnio go interesują. Z Rosją jest jednak problem. Sam najbardziej interesuję się południowymi rubieżami byłego ZSRR, a Rosję i jej wkład w rozwój, lub niedorozwój całego tego obszaru trudno przecenić.

Problem jednak w tym ,że co można oryginalnego powiedzieć na temat wyborów, które właśnie się odbyły, ale tak jakby ich nie było? No bo przecież oczywiste kto wygra, kto zostanie spałowany i że Zachód się oburzy, a oburzenie jego zostanie kompletnie zignorowane.

Przyznam, że przypomniała mi się pewna historia z regionu, który jak najbardziej mnie interesuje. Przypomniała mi się po przeczytaniu nagłówka z Frondy (też zbulwersowanej, a jak!) : "Rosyjskie partie otrzymały razem 146 procent głosów". A przypomniało mi to sytuację zaistniałą przed wyborami do czeczeńskiego parlamentu trzy lata temu. W lokalnej telewizji pojawił się nie kto inny jak Ramzan i zakomunikował, że "frekwencja w wyborach wyniesie co najmniej sto procent".

Nihil novi.