Trudno mi przywołać jakiegokolwiek innego polityka, który wywoływałby równie skrajne emocje niż turecki premier Recep Tayyip Erdoğan.
Jego wizerunek ukazał się na okładce ostatniego Time'a. Turecki przywódca jest przedstawiany przez amerykańskich dziennikarzy, jako ten, który stworzył i umocnił świecką, neoislamską i przyjazną Zachodowi turecką demokrację, ale nie wiadomo, czy stanie się przykładem dla Arabów.
W głosowaniu czytelników Tayyip zwyciężył w dwóch plebiscytach: na najbardziej i najmniej popularnego kandydata na Człowieka roku 2011. "Za" było 122, 928, przeciw zagłosowało ponad 180 000. W pierwszym głosowaniu Ergoğan pozostawił w tyle Leo Messiego, który zgromadził 75 000 głosów. W głosowaniu na najmniej popularnego kandydata premier pobił wszystkich na głowę. Drugiemu na liście kandydatowi przypadło 34 000 głosów.
Według redakcji, najwięcej głosów przeciwnych napłynęło z Turcji. Zdaniem krytyków, tytuł Człowieka Roku tylko podtrzyma jego rządzę władzy.
Trzeba przyznać, że Turcja dawno nie miała przywódcy, który działałby z takim rozmachem i odnosił takie sukcesy, jak obecny premier. Jego partia rządzi krajem już prawie dekadę, a dla szerokich mas konserwatywnego społeczeństwa jawi się jako reprezentant ich interesów. Kemalistowska, świecka opozycja jest bezradna i zarzuca mu autorytarne zapędy, oraz dążenie do islamizacji państwa. Obawy te są nieco przesadzone i wydają się być jedynie straszakiem, który nie koniecznie spełnia swoje zadanie. Redaktorzy Time'a doceniają wkład obecnego premiera w umocnienie międzynarodowej pozycji Turcji i jak można się domyślać, liczą na jego pozytywną rolę w demokratyzacji Bliskiego Wschodu.
Ostateczne ogłoszenie zwycięzcy plebiscytu ma nastąpić w przyszłym tygodniu.
wtorek, 13 grudnia 2011
niedziela, 11 grudnia 2011
Turcy bułgarscy w Wielkopolsce
Zamieszczam link do artykułu, który pojawił się w czwartek 8 grudnia w poznańskim wydaniu Gazety Wyborczej. Internetowy tytuł został zmieniony przez redakcję gazeta.pl. W jakiś sposób trzeba przyciągnąć przecież czytelnika. Na papierze artykuł był zatytułowany "Nasi Turcy" i wolałbym, żeby był zachowany.
Nasi Turcy
Nasi Turcy
środa, 7 grudnia 2011
Czeczenizacja Czeczenii, czy całej Federacji?
Wypadałoby, żebym jako wschodoznawca wypowiedział się na temat ostatnich wyborów parlamentarnych w Rosji. Tak mi się przynajmniej wydaje, że wypada. Znajomym jednego z naszych profesorów też tak się zawsze wydaje. Kiedyś narzekał, że jako antropolog zajmujący się Azją Środkową, jest non-stop proszony o opinię na temat Białorusi, Ukrainy i kilku innych regionów, które średnio go interesują. Z Rosją jest jednak problem. Sam najbardziej interesuję się południowymi rubieżami byłego ZSRR, a Rosję i jej wkład w rozwój, lub niedorozwój całego tego obszaru trudno przecenić.
Problem jednak w tym ,że co można oryginalnego powiedzieć na temat wyborów, które właśnie się odbyły, ale tak jakby ich nie było? No bo przecież oczywiste kto wygra, kto zostanie spałowany i że Zachód się oburzy, a oburzenie jego zostanie kompletnie zignorowane.
Przyznam, że przypomniała mi się pewna historia z regionu, który jak najbardziej mnie interesuje. Przypomniała mi się po przeczytaniu nagłówka z Frondy (też zbulwersowanej, a jak!) : "Rosyjskie partie otrzymały razem 146 procent głosów". A przypomniało mi to sytuację zaistniałą przed wyborami do czeczeńskiego parlamentu trzy lata temu. W lokalnej telewizji pojawił się nie kto inny jak Ramzan i zakomunikował, że "frekwencja w wyborach wyniesie co najmniej sto procent".
Nihil novi.
Problem jednak w tym ,że co można oryginalnego powiedzieć na temat wyborów, które właśnie się odbyły, ale tak jakby ich nie było? No bo przecież oczywiste kto wygra, kto zostanie spałowany i że Zachód się oburzy, a oburzenie jego zostanie kompletnie zignorowane.
Przyznam, że przypomniała mi się pewna historia z regionu, który jak najbardziej mnie interesuje. Przypomniała mi się po przeczytaniu nagłówka z Frondy (też zbulwersowanej, a jak!) : "Rosyjskie partie otrzymały razem 146 procent głosów". A przypomniało mi to sytuację zaistniałą przed wyborami do czeczeńskiego parlamentu trzy lata temu. W lokalnej telewizji pojawił się nie kto inny jak Ramzan i zakomunikował, że "frekwencja w wyborach wyniesie co najmniej sto procent".
Nihil novi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)