Uroczystość odbywa się w Centrum Kultury Okręgu Seyhan w Adanie (Seyhan Kültür Merkezi), które znajduje się w samym centrum miasta, tuż obok ratusza (tur. Seyhan Belediyesi). Miasto podzielone jest na trzy wielkie okręgi municypalne: Balcalı, Yüreğir i właśnie Seyhan. Każdy z okręgów posiada własne władze z ratuszem, nad którymi góruje ratusz wielkomiejski (Büyükşehir Belediyesi) z merem miasta na czele. Cem organizowany jest przez Związek Kultury Alewickiej im. Pira Sułtana Abdala (Pir Sultan Abdal Alevi Kültür Derneği. Adana Şubesi). Jest to pierwsza tego typu uroczystość organizowana poza cemevi należącym do związku i odbywająca się w Centrum Kultury, pod okiem władz municypalnych. Można zatem stwierdzić, że alewici stają się mniejszością, która z wolna zyskuje społeczne znaczenie i nie musi obawiać się poważniejszych represji. Stąd opisywana uroczystość jet poniekąd wydarzeniem nie majacym precedensu w dotychczasowej historii Republiki Tureckiej. Zadziwiać może fakt, że wszystko odbywa się bardzo spokojnie, a większość sunnicka zdaje się nie oponować. Uwagę przykłuwa również miejsce, w którym ceremonia się odbywa – jest to , jak już wspomniałem miejski dom kultury, wynajęty przez Związek. Widać, że władze podchodzą do kwestii alewitów z większym dystansem i wyrozumiałością, aniżeli kilka lat temu.
Organizatorem tego kulturalno – religijno – społecznego wydarzenia jest wspomniany wcześniej Związek im. Pira Sułtana Abdala. Watro przybliżyć tutaj sylwetkę patrona.
Pir Sułtan Abdal był żyjącym na przełomie XV i XVI stulecia sufickim poetą z okolic środkowo–anatolijskiego miasta Sivas. Pisze o nim min. polski podróżnik i reporter Max Cegielski w swojej książce „Oko Świata. Od
Konstantynopola do Stambułu”. Abdal w swojej poezji ośmielał się krytykować ówczesne władze osmańskie. Jego wystąpienia porywały lokalną ludność. Stąd też stał się Pir postacią niebezpieczną dla namiestników sułtana, za co został skazany na śmierć i powieszony.
Cegielski w swojej książce wspomina rozmowę z alewickim dede, jaką udało mu się przeprowadzić w jednej ze stambulskich herbaciarni.
Mężczyzna relacjonuje, że w dzień po egzekucji na szubienicy pozostało tylko ubranie. To wydarzenie miało dowodzić mistycznego zespolenia z Bogiem, jakie było udziałem Pira, którego osmańskie dowództwo było władne unicestwić jedynie fizycznie. Skazany pozostawił po sobie poezję i życiorys, w których dzisiejsi alewici dopatrują się ponadczasowej symboliki. Prześladowana przez wieki mniejszośc znalazła w Abdalu bohatera, który mimo zejścia z tego świata, wciąż pozostał żywy.
Jest on zatem, zaraz po Dżallaluddinie Rumim i Hadżim Bektaszu, kolejną postacią wokół której alewici rozwijają swoją świadomość, kulturę i obrzędowość. Obraz przedstawiający jego sylwetkę, trzymającą uniesioną w powietrze guślę, góruje nad sceną Centrum Kultury, gdzie odprawiane są modły.
Opisywana uroczystość jest drugą w czasie mojego pobytu w Turcji tego typu ceremonią, w jakiej mam okazję wziąć udział, ale pierwszą, w jakiej mogę uczestniczyć w pełnym wymiarze czasowym. Wnętrze budynku przypomina salę teatralną, z tym że za sceną, po drugiej stronie znajduje się kolejne kilkanaście rzędów siedzeń. Sam zajmuję miejsce na balkonie, gdyż dół jest już szczelnie wypełniony. Z góry jednak, doskonale widzę nie tylko scenę, na której prowadzona jest ceremonia, ale również zgromadzonych po obu stronach wiernych, których w sumie zebrało się około półtora tysiąca. Mam zatem okazję przyjżeć się temu, w jaki sposób przeżywają oni swoje uczestnictwo w cemie.
Na scenie centralne miejsce zajmuje siedzisko dla dede , któremu asystuje dwóch mężczyzn. Cała trójka gra na guślach i odśpiewuje religijne pieśni.
Prowadzący są ustawieni bokami do obu części widowni. Przed nimi znajduje sie wyłożona dywanami wolna przestrzeń, na której odbywają się poszczególne elementy liturgii oraz rytualny taniec semah.
Przestrzeń ta otoczona jest materacami, na których spoczywają tańczący, oraz dostojni panowie, asystujący przy odprawianiu modłów.
Ponad sceną wznoszą się portrety szczególnie czczonych przez alewitów osobistości. Są to Ali ibn Abu Talib, Hadżi Bektesz Weli, wspominany Pir Sułtan Abdal, Mustafa Kemal Atatürk oraz rzecz szczególnie godna uwagi –
zbiorowy portret ze zdjęć trzydziestu sześciu uczestników kongresu jaki odbył się w 1993 roku, w Sivas – nota bene w rodzinnych stronach Pira Sułtana Abdala. Wszyscy przedstawieni padli ofiarą zamachu zorganizowanego przez sunnickich ekstremistów, którzy podłożyli ogień pod hotel Madmak, gdzie odbywał się kongres. Pod twarzami znajduje się napis :
„ Unutmadık. Unutturmayacağız ”, czyli „ Nie zapomnieliśmy. Nie pozwolimy zapomnieć ”. Jest to wyraz męczeństwa i pamięci dla ofiar ataku jaki miał miejsce tam, gdzie żył i tworzył pierwszy wielki męczennik alewizmu.
Uroczystość rozpoczyna się od odczytu poezji patrona lokalnego związku, po którym następuje przemówienie przewodniczęcego.
Należy tutaj wyjaśnić, że alewickie gminy wyznaniowe, prócz przywódców duchowych, jakimi są wywodzący swoje pochodzenie od Proroka bądź dwunastu imamów dede, mają także przywódców świeckich, wyznaczanych w drodze wyborów. Duchowe przywództwo dede jest niepodważalne. Jest on najwyższym aurorytetem w kwestiach religijnych i moralnych, godność ta uprawnia do pełnienia funkcji liturgicznych i arbitrażowych. Obieralni dyrektorzy natomiast, pełnią funkcje organizacyje i poprzez reprezentowanie wspólnoty na zewnątrz – również polityczne. W takim właśnie duchu wypowiada się przewodniczący Związku Pira Sułtana Abdala. Wyraża zadowolenie z faktu, iż spotkanie może odbywać się w państwowym domu kultury. Głosi hasła jedności między narodami zamieszkującymi Republikę Turecką oraz przypomina, że urzędujące władze otworzyły drzwi do pojednania z ludnością kurdyjską. „ Nadszedł więc czas, aby te same drzwi otworzyć przed alewitami! Wiele przecierz nie oczekujemy” – postuluje. Przemówienie zostaje nagrodzone gromkimi brawami.
Po tym wystąpieniu głos zabiera dede, który rozpoczyna od śpiewania religijnych pieśni wychwalających dwunastu imamów i Hadżiego Bektasza.
Potem rozpoczyna mowę wprowadzającą do właściwej modlitwy. Przypomina to wygłaszaną przez chrześcijańskich kaznodziejów homilię. Dede opowiada o duchowej powadze obrzędu. Mowa trwa mniej więcej godzinę. Po niej nastepuje kilkunastominutowa przerwa, po której ma się rozpocząć właściwa ceremonia.
Ta z koleji, rozpoczyna się od kilkunastominutowego wprowadzenia artykułowanego przez duchownego, który nie ma przed sobą żadnej księgi, z której odczytuje się tekst modlitwy, ani śpiewnika. W tym momencie ceremonia trwa już około półtorej godziny i ci z zebranych, którzy pryprowadzili małe dzieci, zaczynają miec z nimi problemy. Prowadzący nie kryje swojej irytacji i prosi aby w tym podniosłym momencie wyprowadzić lub uspokoić niesforne maluchy. Również ci spośród zebranych, którzy są sunnitami, a na ceremonie przyszli z ciekawości, zaczynają okazywać znużenie. Tym niemniej, ceremonia trwa nadal, a przed obliczem kapłana pojawiają się dostojni panowie w kwiecie wieku w liczbie dwunastu, którzy odtąd asystują przy odprawianiu modlitwy, a także tancerze – w takiej samej ilości. Tancerzom daleko jednak do derwiszów znanych z opisów zekru w sufickich tarikatach, czy wdzięcznie wirujących mężów z mauzoleum Rumiego w Konyi. Bardziej pasuje do nich określenie semahci – czyli odprawiający rytualny taniec semah.
Ich liczba nie jest jednak przypadkowa. Symbolizuje ona, jak powiada dede, dwónastu imamów, czy też dwanaście miesięcy w roku. Pokazuje to zatem pewnego rodzaju harmonię Świata. Zespół składa sie zarówno z tancerzy, jak i z tancerek, przy czym dziesięcoro z nich nie ma więcej niż dwadzieścia lat. Jeden z nich ma około trzydziestu kilku lat, a najstarszy z nich, w średnim wieku, stoi z boku dzierżąc drewnianą laskę i sprawuje niejako pieczę nad prawidłowym przebiegiem całego odbrzędu. Mężczyżni ubrani są w białe koszule, dziewczęta w czarne. Wszyscy mają biodra przewiązane czerwoną wstążką. Brakuje im natomiast charakterystycznych czerwonych nakryć głowy, którym alewici zawdzięczają jeden ze swoich przydomków – kyzyłbasze ( tur. kızılbaş – czerwona głowa), we współczesnej Turcji ponoć pogardliwy.
Tancerze, oprócz odprawiania semah, pełnią funkcję podobną do ministrantów w kościele katolickim, to znaczy pomagają przy odprawianiu liturgii.
Nie dokonuje się rytualnej ablucji, ale zamiast tego obmywa się ręce na znak oczyszczenia. Dwójka tancerzy przynosi dzban z wodą oraz miskę. Pierwszy obmycia dokonuje dede, po nim asystujący mu mężczyźni. Potem sprawuje się poszczególne elementy nabożeństwa, które dla nie–alewity mogą wydawać się kompletnie niezrozumiałe. Zapala się stojące przed prowadzącym świece. Przy zapalaniu każdej z nich wykrzykuje sie kolejno: Ya Allah! Ta Muhammed! Ya Ali! Prowadzona liturgia przeplata ze sobą elementy aktywnej modlitwy i kazania.
Zebrani wokół prowadząceco raz przyklękają i kłaniają się, raz siadają wygodnie na rozłożonych materacach i uważnie słuchają mowy swojego mistrza. W modlitwę włączone są pieśni śpiewnane przy akompaniamencie guśli
i niosące zawoławnie La illaha Alla Allah! – Nie ma Boga, jak tylko Bóg!
Pozostali uczestnicy tego religijnego spotkania obserwują i słuchają w skupieniu, a niektórzy z nich, znajdujący się w stanie najwyższego przebówtwienia kołyszą się i wykrzykują spontanicznie Imię Boże.
Końcowym elementem cemu jest semah. Tancerze niesieni śpiewem i muzyką schodzą się w krąg, a potem biegają w koło obracając sie wokół własnej osi. Potem łączą sie w pary wykonując pełen rytmicznej gestykulacji, zsynchronizowany taniec. Po odprawieniu tego końcowego rytuału dede odmawia modlitwę zakończenia. Po tej modlitwie, dwójka sposród wcześniej tańczących wychodzi na środek ze słomianą miotłą i wykonuje trzy ruchy symbolizujące zamiatanie i zakończenie modłów. Kolejno : w imię Najwyższego, jego posłańca oraz prawowitego sukcesora po Proroku.
Na sam już koniec wszyscy uczestnicy zostają pokropieni wodą z kielicha zwaną dem , czasami używa sie do tego również wina. Przy wyjściu każdy otrzymuje Lokmę – symboliczny posiłek, tym razem złożony z tureckich słodyczy zwanych bezalye. Przed jego otrzymaniem, jak mówi dede, należy wyrazić swą radość z otrzymanego podarunku. W ten sposób każdy, kto udaje się w drogę powrotną zostaje pokrzepiony zarówno duchowo, jak i fizycznie.
W ten oto sposób kończy się pierwszy cem odprawiany w Adanie pod okiem merostwa. Sama ceremonia, pod wieloma względami różni się od namazu w sunnickim meczecie. Właściwie, poza kilkoma symbolicznymi pokłonami, modlitwy alewitów i ortodoksyjnych muzułmanów w niczym nie są do siebie podobne. Zarówno dla tradycyjnego sunnity, jak i nieobeznanego z obrzędowśocią nie-muzułanina cem jest rzeczą szokujacą. Dla pierwszego, ze względu na odstępstwa od przyjętego kanonu, alewicka ceremonia będzie jawić się jako heretyckie pacierze, dla drugiego zaś będzie obrzędem nijak mającym się do obrazu wytworzonego przez ogólnie dostępne środki przekazu.
Fakt, że uroczystość odbywa się w państwowym domu kultury, ma natomiast dwojaki wymiar. Z jednej strony jest to uznanie przez władze prawa alewitów do wyrażania swojej odrębności i wolności kultu religijnego, z drugiej zaś, wierni nie uczestniczą w ceremoni w pełni. Siedzą w fotelach i nie mogą przyklękac i kłaniać się przed Stwórcą. W tym wypadku cem wygląda zatem jak wydarzenie bardziej kulturalne niż religijne, gdzie wierni są w większym stopniu widownią, aniżeli aktywnymi uczestnikami. Na ile zatem jest to techniczna niemożność pełnego uczestnictwa, a na ile traktowanie ceremonii jako wydarzenia kulturalnego, ciężko stwierdzić. Niemniej jednak, mając w świadomości klimat jaki towarzyszył przedstawicielom tej konfesji jeszcze kilka lat temu, możliwość zorganizowania uroczystości pod okiem państwa należy uznać za wielki sukces dający uzasadnione nadzieje na przyjście lepszych czasów.
niedziela, 25 kwietnia 2010
środa, 21 kwietnia 2010
Dede, czyli dziadek. Duchowy przewodnik.
Rozmowa, podobnie jak poprzednio, odbywa sie w bibliotece miejskiej w Yenice, 13 lutego 2010 roku. Jest sobota, więc jesteśmy świerzo po naszym udziale w cemie , który odbywa się w co drugi piątek. Nie udało nam się porozmawiać z dede bezpośrednio po ceremonii, więc odwiedzamy Yenice właśnie w sobotę, nastepnego dnia. Podobnie, jak poprzednim razem, towarzyszy mi tłumaczka, studentka filologii francuskiej.
Spotkanie z naszym dostojnym rozmówcą, doszło do skutku dzięki pomocy
Muharrema Serina, działacza tutejszej organizacji alewickiej, biorącego aktywny udzial w życiu organizacyjnym i duchowym społeczności.
To jego prosiliśmy o wstawiennictwo, starając się o spotkanie z przywódcą duchowym.
Nasz rozmówca nazywa się Hüseyin Özer, przez lokalnych wyznawców nazywany jest jednak Murat dede, ma 61 lat, ukończył szkołę średnią, jest
emerytowanym robotnikiem tekstylnym. Fakt, że przywódca religijny jest byłym robotnikiem jest również znamienny i godzien odnotowania. W alewickim systemie wartości ludzie pracy cieszą się szczególnym szacunkiem, co też jest jednym z czynników wpływających na preferencje polityczne członków tej grupy wyznaniowej, która tradycyjnie popiera lewicowe ugrupowania. Tezę też potwierdza w prywatnej rozmowie dr Fulya Memişoǧlu z wydziału stosunków międzynarodowych Uniwersytetu Çukurova w Adanie, zajmująca się na codzień min. mniejszościami etnicznymi i religijnymi w Turcji. Hüseyin Özer, prawo do posługiwania się tytułem dede, nabył przez urodzenie, tj. pochodzi z rodu Kurişen, który wegług tradycji miał założyć ósmy z dwunastu imamów szyizmu (i alewizmu również)- Ali Sułtan Reza. Nasz rozmówca jest aktywnym działaczem ogólnotureckiej, alewickiej fundacji Cem, której najbliższy oddział ma swą siedzibę w Adanie. Tam też p. Hüseyin mieszka.
Rozmowę zaczynamy w języku Tureckim, od wymiany uprzejmości, przedstawienia się i określenia celu naszego spotkania. Ponieważ jednak, moja znajomość tureckiego nie jest jeszcze na tyle dobra, aby swobodnie rozmawiać na tematy dotyczące zawiłych kwestii, po wytłumaczeniu celu mojego przyjazdu, pytania zadaję po angielsku.
Dede wcześniej powiadomiony przez Muharrema, wie że interesuję się historią i obecną sytuacją alewitów w ogóle i nie kryje radości z powodu tego zainteresowania. Mówię, że w Polsce niewiele wiadomo o tym odłamie islamu i poza garstką naukowców i pasjonatów, nikt tak na prawde nic o nich nie wie. Sam również, chcę rozwiać własne wątpliwości, a także skonfrontować, to co usłyszę, z informacjami zaczerpniętymi z nielicznych źródeł, do których udało mi się dotrzeć. Interesuje mnie głównie historia i relacje z innymi odłamami islamu- głównie z sunnitami.
Podobnie, jak przy poprzedniej rozmowie, pozwalam rozmówcy samemu rozwinąć temat.
P. Hüseyin rozrysowuje na kartce schemat i przedstawia pomniejsze odłamy i szkoły, które zaliczyc można do alewizmu i sunnizmu. Wymienia więc cztery największe szkoły prawa islamskiego: Hanefi, Szaafi, Hambeli i Maliki. Nazwy wszystkich szkól biorą się z imion ich założycieli. Nie inaczej jest w przypadku alewitów. Tutaj padają nazwy bractw i odłamów, które tworzą alewizm jako całość. Są to Mewlewici, Bektaszyci- czyli bractwa sufickie, które założone w Anatolii w XIII stuleciu, miały niebotyczny wpływ na wyznawców islamu w tym regionie, oraz nausajryci, właściwi alewici i dżaferyci, czyli największe i najbardziej rozpoznawalne grupy wyznawców. Do wymienionych nazw dede dorzuca jeszcze, ku mojemu zaskoczeniu, szyitów (tur. Şii). Nad wszystkimi odłamami można zatem rozciągnąć parasol zwący się alewizmem, przy czym, według naszego dostojnego rozmówcy szyizm to odgałęzienie alewizmu a nie odwrotnie, jak się poeszechnie uważa(…)
Alewici nie przykładają wagi do narodowości, koloru skóry, języka itd.
Uważają się zatem za bardziej otwartych od konserwatywnych sunnitow i tak też są postrzegani przez innych moich rozmówców, niezależnie od deklarowanej konfesji, czy pochodzenia etnicznego. Należy jednak zaznaczyć, że wszyscy oni posiadali wyższe wykształcenie, lub byli studentami. Stąd ich religijna elastyczność lub otwarcie deklarowany ateizm. Wśród środowisk innych aniżeli akademickie, opinie na temat alewitów kształtowałyby się zapewne inaczej. Niemniej jednak, jak zauważa nasz rozmówca, aby być alewitą, należy spełniać określone kryteria. Alewitą właściwym (według niektórych opinii alewizm to nie tyle wyznanie, co określony styl życia- stąd przymiotnik ‘’właściwy’’) może być osoba urodzona jedynie z rodziców alewitów. Podobnie w przypadku nusajrytów, z tym że dochodzi tutaj jeszcze kryterium etniczne- są nimi jedynie syryjscy Arabowie. Konwertyta może przejść na bektaszyzm, po tym jak posiadł religijną wiedzę zaczerpniętą w domu derwiszów, zwanym dergah, szczególnie popularnym na Bałkanach, gdzie przechodzący na islam składali swoisty ryt wyznania- po turecku- ikrar cemi, zobowiązując się do przestrzegania zasad wiary, po uprzednim zapoznaniu się z nauką, głoszoną przez bractwo. Tutaj dede podkreśla, że nawracanie nie odbywało się ani siłą, ani masowo, jak miało to miejsce wśród Turków przyjmujących islam sunnicki, wypowiadających jedynie szahadę, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat wiary i stających się automatycznie pełnoprawnymi muzułmanami. Stąd wyznawcy alewizmu uważją się za ‘’prawdziwych’’ wyznawców islamu. Wyznawcy dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to bel evladı, czyli dosłownie ‘’syn lędźwi’’- urodzony alewita. Druga natomiast, zwie się yol evladı – nawrócony,’’syn drogi’’, który przyjął naukę, a religijnego oświecenia dostąpił niejako na ścieżce poznania, pogłębiając swą wiedzę religijną.
Kolejnym zagadnieniem, które tłumaczy p. Huseyin jest pochodzenie alewitów. Tutaj mowa jest o plemionach turkmeńskich, które Islam przyjęły za pośrednictwem Persów, dla których jedną z centralnych postaci jest Ali ibn Abu Talib. Szamanistycznym ludom stepu bliżej było zatem do koncepcji, gdzie wyeksponowana jest osoba zarwóno Proroka, jak i jego zięcia, jako pośredników pomiędzy ludźmi, a wciąż niezmiernie odległym Bogiem, który jest Jedyny i Wszechmogący. Stąd też kult świętych, stanowczo odrzucany przez ortodoksyjnych sunnitów. Plemiona tureckie gnębione suszą, migrowały ze Środkowej Azji na południe do Chorasanu, który był ważnym średniowiecznym ośwrodkiem kulturowym, religijnym, intelektualnym i handlowym. Tędy przebiegał słynny Szlak Jedwabny, o którym nasz dostojny rozmówca nie omieszkuje wspomnieć (tur. İpek Yolu ). Tą właśnie drogą wędrowali kupcy z Chin, Indii, Europy i Bliskiego Wschodu. Formowanie się tureckich wierzeń w tak różnorodnym i kosmopolitycznym środowisku można zatem uznać za jeden z czynników, który wpłynął na uderzająco synkretyczny kształt alewizmu. We wczesnych jego dziejach bardzo silne były wpływy takich religii jak wspomniany szamanizm oraz buddyzm i zaratusztrianizm. Do Anatolii dotarł alewizm na skutek migracji wywołanych nawałą mongolską, która nie ominęła Azji Środkowej oraz Bliskiego i Środkowego Wschodu ( tutaj pada wyrażenie Moğol fırtınası, gdzie tureckie slowo fırtına oznacza burze, nawałnicę – znać, że tamte wypadki odcisnęły się w tutejszej pamięci nie mniej silnie niż w Europie Wschdniej, gdzie znane są pod taką samą nazwą). Według duchowego przywódcy, Imperium Osmańskie powstało w oparciu o alewicki system społeczy, a w początkowych jego dziejach alewici stanowili jego główny komponent. Dopiero za czasów sułtana Jawuza Selima w XVI w. zaczęło dochodzić do represji. Sułtan wojował wówczas z perskim szahem Ismaelem, a alewici, których wiara wprost wywodziła się z szyizmu mogli w jego oczach stanowić “piątą kolumnę”. Szyiccy Persowie byli bowiem heretykami, z którymi sunnicka władza osmańska walczyła w obronie czystej wiary muzułmańskiej. Wtedy właśnie gwałtownie zmalała liczba alewitów w Anatolii, którzy od tego czasu żyli i modlili się w ukryciu. Tutaj dede powtarza opowiedzianą mi przez Muhittina Kirişa historie represji.
Aby zrozumieć alewizm, jako system religijny nie można pominąć osoby Hadżiego Bektasza. Pytam p. Hüseyina o narodowość tego trzynastowiecznego mistyka. Przygotowując się do naszego spotkania znalazłem opracowania Yaşara Nuri Öztürka, który nie był do końca przekonany, co do przynależności etnicznej Bektasza. Dede jest natomiast przekonany, ze był on Turkiem. Jak się później okazuje, jest to prawda, gdyż, Alexander Knysh w książce Islamic Misticism. A Short History potwierdza tę informację. Hadżi Bektasz Weli urodził się w miejscowości Nişabur w Chorezmie. Był uczniem tarikatu Ahmada Yesewiego, którego jednak nigdy nie było mu dane spotkać. Jego duchowym przewodnikiem i mistycznym mentorem był derwisz Lokman Perende, który, jak utrzymuje Hüseyin Özer, był tym dla Hadżiego Bektasza, kim Szams z Tebrizu był dla Dzalaluddina Rumiego. O tej drugiej parze będzie mowa nieco później. Przy okazji wysłuchujemy legendy, według której Hadżi Bektasz udał się do Anatolii nie tyle w ucieczce przed Mongołami, a po to, aby zanieść pokój, krainie stale nękanej wojnami i sporami między poszczególnymi wodzami. Mial on zawitać do dzisiejszej Turcji przynosząc białego gołębia symbolizującego pokój. W tym momencie, jeden z nastolatków przysłuchujących się naszej rozmowie przynosi figurkę przedstawiającą tego właśnie ptaka. Drugi z chłopców demonstruje znany już nam obraz, na którym widnieje Hadżi Bektasz tulący do siebie sarenkę i młodego lwa. Założycielem tarikatu Bektaszytów był uczeń Hadżiego- Balım Sułtan. Sukcesja po szejku, jest jednak sprawą wywołującą konflikt. Jedna z grup utrzymuje, ze Hadżi Bektasz był, żonaty z jedną z członkiń Bractwa (Bektaszyci są ewnementem, gdyż jako jedyni pozwalali wstępować w swoje szeregi również kobietom) i miał z nią syna- Sarı Ismaela. Zwolennicy tej wersji wywodzą swoje pochodzenie od tego właśnie, rzekomego potomka Mistrza i uwarzają, że sukcesja należy się jego rodowi. Grupa ta zwała się Çelebi, a w dzisiejszej Turcji, z tej linii swoje pochodzenie wywodzi słynna i niezwykle wpływowa rodzina Ulusoy. Druga z grup roszczących sobie pretensje do sukcesji po Hadżim Bektaszu zwie się Müciret, a jej czlonkowie twierdzą, że Mistrz nigdy nie był żonaty i z tej przyczyny szejk powinien być wybierany spośród członków tarikatu. Niemniej jednak ogólne wartości wyznawane przez bractwo pozostają niezmienne. Ważne jest samodoskonalenie, przejawiające się zarówno w szlifowaniu posiadanych zdolności jak i charakteru, ale również i posłuszeństwo.
Hierarchia bektaszytów różni się nieco od alewickiej. Odpowiednikiem alewickiego dede jest baba, o czym miałem okzaję się dowiedzieć podczas wcześniejszego spotkania z Muhittinem Kirişem. P. Hüseyin skupia się jednak na duchowym wymiarze przywództwa i wymienia kolejne rangi. Nad babą stoją Halife baba i posniş, który osiągnął najwyższy stopień wtajemniczenia. W alewizmie wymienionym stopniom odpowiadają: przewodnik - rehber (dede), pir- odprawiający cem i mistrz, którym jest murşid. Poszczególne rangi przechodzi się w miarę powiększania wiedzy religijnej i osiągania duchowej doskonałości. Droga od baby do posnişa zwie się icazet. Kandydat do przyjęcia godności to talip (talib), czyli po prostu uczeń. U alewitów natomiast, przechodzenie kolejnych stopni nazywane jest ocak, co w tym kontekście oznacza przynależność do rodu wywodzącego swoje pochodzenie od Mahometa, Alego lub dwunastu Imamów. Mówiąc o swoim pochodzeniu dede używa nazwy Kurişen Ocaǧı, co oznacza ród Kurişen i jest zarezerwowane dla potomków Mahometa i świętych. Nasz rozmówca jest pirem. Można więc powiedzieć, że znajduje się w połowie drogi do osiągnięcia duchowego mistrzowstwa.
Czynnikiem, który również w niebagatelny sposób przyczynił się do rozwoju alewizmu i islamu wogóle jest bractwo Mewlewitów, kontynułuące myśl jednego z największych filozofów-mistyków islamu- Maulany Dżalalluddina Rumiego. O rzeczonym bractwie i jego natchnionym założycielu Murat dede również nam opowiada. Dżallaluddin przybył do Anatolii- zwanej wówczas Rumelią (tur. Rum, stąd nazwisko Rumi), podobnie jak Hadżi Bektasz Weli w XIII stuleciu z Chorasanu w przedzień najazdu mongolskiego i osiadł w mieście Konya, stolicy państwa Turków Seldżuckich. W przeciwieństwie do Bektasza nie był on Turkiem, a Persem. Pisał w ojczystym języku. Według tradycji Dżallaluddin początkowo był religijnym fundamentalistą, lub przynajmniej za takiego był uważany. Zakazywał nawet uprawy winorośli, gdyż, jak powiadał, ludzie mogą fermentować jej owoce, a przecież picie wina to haram- ciężki grzech, który znacznie oddala człowieka od Boga. Lud Konyi podziwiał jego pobożność i bogobojność. Murat dede, opowiada nam jednak zdumiewającą anegdotę, która mówi o przemianie Rumiego.
Pewnego dnia Dżallaluddin idąc ulicami Konyi upuścił niesioną pod płaszczem butelkę, która się rozbiła. Ludzie zainteresowani tym błachym z pozoru wydarzeniem otoczyli Rumiego. W powietrzu rozniosła się woń wina. Przechodnie wpadli w konsternację. Oto najbardziej bogobojny i kurczowo trzymający się zasad wiary mieszkaniec miasta popija ukradkiem wino! Sam Dżallaluddin zaniemówił. Gdy tłum sposobił się do linczu, nagle wyłonił się starzec, który zaczął rozganiać zebranych ludzi. Starcem był Szams z Tebrizu, który przemawiając do zebranych stwierdził, że rozbita butelka zawiera nie wino, a olejek różany. Zebrani zaczęli sprawdzać, czy spod płaszcza Rumiego faktycznie wypadł olejek. Gdy upewnili sie, że starzec mówi prawdę zostawili Rumiego w spokoju. Za sprawą mistyka Szamsa ‘’wino olejkiem się stało’’. To wydarzenie wywarło na Dżallaluddinie ogromne wrażenie.
Tak według opowieści dede rozpoczęła się znajomość Dżallaluddina Rumiego z Szamsem z Tebrizu. Za jej sprawą Rumi stał stał się natchnionym poetą, którego
wiersze epatują miłością i tolerancją. Jego uczniowie nazwali go Maulaną (tur. Mevlana ), co oznacza “nasz mistrz”. Szams z Tebrizu zaś, swoją znajomość z Maulaną przypłacił zresztą życiem. Zazdrośni o Dżllaluddina przyjaciele najpierw nakłonili Szamsa by ten udał sie do Syrii, a gdy ten za namowami Rumiego wrócił- zamordowali go.
Bractwo mewlewitów rozkwitło po śmierci swego mistrza. Istotą wiary według jego przedstawicieli są tzw. cztery bramy (dőrt kapı), na które składają się szariat, tarikat oraz marifat – wiedza, i hakikat – prawda. Każda z bram ma dziesięć poziomów. W oparciu o te wartości kontynuowano nauczanie w duchu mistycyzmu. Jak twierdzi Murat dede, suficka większość sceptycznie odnosiła się do poezji Maulany, opierając się jedynie na Koranie i Hadisach, nie rozumiejąc do końca przesłanie płynącego z jego wierszy. Dede określa Maulanę jako obywatela Świata. Rok 2007 został zresztą ogłoszony przez UNESCO, rokiem pokoju i miłości a także natchnionych sufickich poetów-mistyków- Junusa Emre i właśnie Maulany Dżallaluddina Rumiego.
Przed wyjściem pytam, jak w dzisiejszej, sunnickiej i konserwatywnej Konyi jest odbierany Maulana i jego poezja. Według Murata dede, sunnici po zamknięciu bractw sufickich przez Ataütrka w 1924 roku, traktowali mauzoleum Rumiego tak samo, jak dzisiejsi zagraniczni turyści, którzy widzą w nim jedynie muzeum i atrakcję turystyczną. Na pytanie, o reakcje samych bractw na zamknięcie tarikatów tekke i szkół religijnych, dede odpowiada, że jakakolwiek reakcja była równoznaczna z wyrokiem śmierci wydanym, przez Trybunały Niepodległościowe, założone w trakcie walk z kurdyjską rebelią, którą dowodził w tym samym czasie szejk Said. Niemniej jednak, tarikaty przeniosły swoje siedziby na Bałkany, jak Bektaszyci, którzy odtąd rezydowali w Albanii, lub działały w ukryciu, bądź jako muzea. Sam stosunek do osoby Mustafy Kemala jest pełen uwielbienia, czego wyrazem jest broszka w klapie marynarki p. Hüseyina, przedstawiająca wizerunek wodza. Mimo represyjnej polityki, wobec bractw, na których nauce alewici w znacznej mierze się opierają, świeckie państwo położyło, przynajmniej w teorii, kres represjom ze strony rządzących sunnitów, o czym wspominał mój poprzedni rozmówca Muhittin Kiriş.
Jak mówi Murat dede, jednym z największych współczesnych problemów, z jakim borykają się alewici, jest brak choćby jednej instytucji, która zajmowałaby się tą mniejszością na poziomie uczelnianym. Mimo, że na większosci uniwersytetów w kraju istnieją wydziały teologii muzułmańskiej, to żaden z nich nie zajmuje się poważnie alewizmem i bektaszyzmem. Na przykład o nusajrytach, których pokaźna liczba żyje nie tylko w dawnym Sandżaku Aleksandretty (diś prow. Hatay), ale również i w Adanie oraz Mersin, sam dede wie stosunkowo niewiele. Wiadomo o wspólnym kulcie Alego, ale sprawy związane z obrzędowoścą stanowią tabu. Sami szejkowie nusajryccy niczego nie ujawniają. Znany jest założyciel sekty- imam Nusajri oraz ich potoczna nazwa- fellahi, czyli chłopi. Ponadto, mówi się, że konfesja ma swoje korzenie w zaratusztrianizmie, stąd ich arabska nazwa alawi, od alav czyli “ogień”.
Trudno jednak o żetelne badania dotyczące alewitów jako całej grupy wyznaniowej, dzielącej się na wymienione przez naszego rozmówcę podgrupy. Mimo, że w ostatnim czasie w Turcji, sytuacja na tej płaszczyźnie uległa znaczącej poprawie, to nadal pozostaje dużo do zrobienia, a szacowana, przez p. Hüseyina na 20 milionów osób społeczność alewicka, dopiero teraz zaczyna dopominac się o swoje prawa. Ja sam mam okazję doświadczyć zalążka pozytywnej zmiany, gdyż mogę otwarcie dyskutować na temat tej mniejszości bez większych przeszkód, choć stosunek konserwatywnego społeczeństwa pozostaje wrogi. Tym niemniej, atmosfera wokół problemu alewitów wydaje się być daleka od tej z 1993 roku, gdy w środkowoanatolijskim mieście Sivas doszło do masakry w hotelu Madmak, gdzie odbywał się kongres, na którym zebrali się alewiccy intelektualiści, a sunniccy fundamentaliści podłożyli ogień, przyczyniając się do straszliwej śmierci 36 osób.
Spotkanie z panem Hüseyinem Özerem można uznać za bardzo udane, jednakże nie udało mi się zagadnąć rozmówcy o wiele spraw bieżących oraz najnowszą historię alewitów. Niemniej jednak, Murat dede jest, podobnie jak współwyznawcy, bardzo entuzjastycznie nastawiony na współpracę, co dobrze rokuje w perspektywie dalszych badań.
Spotkanie z naszym dostojnym rozmówcą, doszło do skutku dzięki pomocy
Muharrema Serina, działacza tutejszej organizacji alewickiej, biorącego aktywny udzial w życiu organizacyjnym i duchowym społeczności.
To jego prosiliśmy o wstawiennictwo, starając się o spotkanie z przywódcą duchowym.
Nasz rozmówca nazywa się Hüseyin Özer, przez lokalnych wyznawców nazywany jest jednak Murat dede, ma 61 lat, ukończył szkołę średnią, jest
emerytowanym robotnikiem tekstylnym. Fakt, że przywódca religijny jest byłym robotnikiem jest również znamienny i godzien odnotowania. W alewickim systemie wartości ludzie pracy cieszą się szczególnym szacunkiem, co też jest jednym z czynników wpływających na preferencje polityczne członków tej grupy wyznaniowej, która tradycyjnie popiera lewicowe ugrupowania. Tezę też potwierdza w prywatnej rozmowie dr Fulya Memişoǧlu z wydziału stosunków międzynarodowych Uniwersytetu Çukurova w Adanie, zajmująca się na codzień min. mniejszościami etnicznymi i religijnymi w Turcji. Hüseyin Özer, prawo do posługiwania się tytułem dede, nabył przez urodzenie, tj. pochodzi z rodu Kurişen, który wegług tradycji miał założyć ósmy z dwunastu imamów szyizmu (i alewizmu również)- Ali Sułtan Reza. Nasz rozmówca jest aktywnym działaczem ogólnotureckiej, alewickiej fundacji Cem, której najbliższy oddział ma swą siedzibę w Adanie. Tam też p. Hüseyin mieszka.
Rozmowę zaczynamy w języku Tureckim, od wymiany uprzejmości, przedstawienia się i określenia celu naszego spotkania. Ponieważ jednak, moja znajomość tureckiego nie jest jeszcze na tyle dobra, aby swobodnie rozmawiać na tematy dotyczące zawiłych kwestii, po wytłumaczeniu celu mojego przyjazdu, pytania zadaję po angielsku.
Dede wcześniej powiadomiony przez Muharrema, wie że interesuję się historią i obecną sytuacją alewitów w ogóle i nie kryje radości z powodu tego zainteresowania. Mówię, że w Polsce niewiele wiadomo o tym odłamie islamu i poza garstką naukowców i pasjonatów, nikt tak na prawde nic o nich nie wie. Sam również, chcę rozwiać własne wątpliwości, a także skonfrontować, to co usłyszę, z informacjami zaczerpniętymi z nielicznych źródeł, do których udało mi się dotrzeć. Interesuje mnie głównie historia i relacje z innymi odłamami islamu- głównie z sunnitami.
Podobnie, jak przy poprzedniej rozmowie, pozwalam rozmówcy samemu rozwinąć temat.
P. Hüseyin rozrysowuje na kartce schemat i przedstawia pomniejsze odłamy i szkoły, które zaliczyc można do alewizmu i sunnizmu. Wymienia więc cztery największe szkoły prawa islamskiego: Hanefi, Szaafi, Hambeli i Maliki. Nazwy wszystkich szkól biorą się z imion ich założycieli. Nie inaczej jest w przypadku alewitów. Tutaj padają nazwy bractw i odłamów, które tworzą alewizm jako całość. Są to Mewlewici, Bektaszyci- czyli bractwa sufickie, które założone w Anatolii w XIII stuleciu, miały niebotyczny wpływ na wyznawców islamu w tym regionie, oraz nausajryci, właściwi alewici i dżaferyci, czyli największe i najbardziej rozpoznawalne grupy wyznawców. Do wymienionych nazw dede dorzuca jeszcze, ku mojemu zaskoczeniu, szyitów (tur. Şii). Nad wszystkimi odłamami można zatem rozciągnąć parasol zwący się alewizmem, przy czym, według naszego dostojnego rozmówcy szyizm to odgałęzienie alewizmu a nie odwrotnie, jak się poeszechnie uważa(…)
Alewici nie przykładają wagi do narodowości, koloru skóry, języka itd.
Uważają się zatem za bardziej otwartych od konserwatywnych sunnitow i tak też są postrzegani przez innych moich rozmówców, niezależnie od deklarowanej konfesji, czy pochodzenia etnicznego. Należy jednak zaznaczyć, że wszyscy oni posiadali wyższe wykształcenie, lub byli studentami. Stąd ich religijna elastyczność lub otwarcie deklarowany ateizm. Wśród środowisk innych aniżeli akademickie, opinie na temat alewitów kształtowałyby się zapewne inaczej. Niemniej jednak, jak zauważa nasz rozmówca, aby być alewitą, należy spełniać określone kryteria. Alewitą właściwym (według niektórych opinii alewizm to nie tyle wyznanie, co określony styl życia- stąd przymiotnik ‘’właściwy’’) może być osoba urodzona jedynie z rodziców alewitów. Podobnie w przypadku nusajrytów, z tym że dochodzi tutaj jeszcze kryterium etniczne- są nimi jedynie syryjscy Arabowie. Konwertyta może przejść na bektaszyzm, po tym jak posiadł religijną wiedzę zaczerpniętą w domu derwiszów, zwanym dergah, szczególnie popularnym na Bałkanach, gdzie przechodzący na islam składali swoisty ryt wyznania- po turecku- ikrar cemi, zobowiązując się do przestrzegania zasad wiary, po uprzednim zapoznaniu się z nauką, głoszoną przez bractwo. Tutaj dede podkreśla, że nawracanie nie odbywało się ani siłą, ani masowo, jak miało to miejsce wśród Turków przyjmujących islam sunnicki, wypowiadających jedynie szahadę, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat wiary i stających się automatycznie pełnoprawnymi muzułmanami. Stąd wyznawcy alewizmu uważją się za ‘’prawdziwych’’ wyznawców islamu. Wyznawcy dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to bel evladı, czyli dosłownie ‘’syn lędźwi’’- urodzony alewita. Druga natomiast, zwie się yol evladı – nawrócony,’’syn drogi’’, który przyjął naukę, a religijnego oświecenia dostąpił niejako na ścieżce poznania, pogłębiając swą wiedzę religijną.
Kolejnym zagadnieniem, które tłumaczy p. Huseyin jest pochodzenie alewitów. Tutaj mowa jest o plemionach turkmeńskich, które Islam przyjęły za pośrednictwem Persów, dla których jedną z centralnych postaci jest Ali ibn Abu Talib. Szamanistycznym ludom stepu bliżej było zatem do koncepcji, gdzie wyeksponowana jest osoba zarwóno Proroka, jak i jego zięcia, jako pośredników pomiędzy ludźmi, a wciąż niezmiernie odległym Bogiem, który jest Jedyny i Wszechmogący. Stąd też kult świętych, stanowczo odrzucany przez ortodoksyjnych sunnitów. Plemiona tureckie gnębione suszą, migrowały ze Środkowej Azji na południe do Chorasanu, który był ważnym średniowiecznym ośwrodkiem kulturowym, religijnym, intelektualnym i handlowym. Tędy przebiegał słynny Szlak Jedwabny, o którym nasz dostojny rozmówca nie omieszkuje wspomnieć (tur. İpek Yolu ). Tą właśnie drogą wędrowali kupcy z Chin, Indii, Europy i Bliskiego Wschodu. Formowanie się tureckich wierzeń w tak różnorodnym i kosmopolitycznym środowisku można zatem uznać za jeden z czynników, który wpłynął na uderzająco synkretyczny kształt alewizmu. We wczesnych jego dziejach bardzo silne były wpływy takich religii jak wspomniany szamanizm oraz buddyzm i zaratusztrianizm. Do Anatolii dotarł alewizm na skutek migracji wywołanych nawałą mongolską, która nie ominęła Azji Środkowej oraz Bliskiego i Środkowego Wschodu ( tutaj pada wyrażenie Moğol fırtınası, gdzie tureckie slowo fırtına oznacza burze, nawałnicę – znać, że tamte wypadki odcisnęły się w tutejszej pamięci nie mniej silnie niż w Europie Wschdniej, gdzie znane są pod taką samą nazwą). Według duchowego przywódcy, Imperium Osmańskie powstało w oparciu o alewicki system społeczy, a w początkowych jego dziejach alewici stanowili jego główny komponent. Dopiero za czasów sułtana Jawuza Selima w XVI w. zaczęło dochodzić do represji. Sułtan wojował wówczas z perskim szahem Ismaelem, a alewici, których wiara wprost wywodziła się z szyizmu mogli w jego oczach stanowić “piątą kolumnę”. Szyiccy Persowie byli bowiem heretykami, z którymi sunnicka władza osmańska walczyła w obronie czystej wiary muzułmańskiej. Wtedy właśnie gwałtownie zmalała liczba alewitów w Anatolii, którzy od tego czasu żyli i modlili się w ukryciu. Tutaj dede powtarza opowiedzianą mi przez Muhittina Kirişa historie represji.
Aby zrozumieć alewizm, jako system religijny nie można pominąć osoby Hadżiego Bektasza. Pytam p. Hüseyina o narodowość tego trzynastowiecznego mistyka. Przygotowując się do naszego spotkania znalazłem opracowania Yaşara Nuri Öztürka, który nie był do końca przekonany, co do przynależności etnicznej Bektasza. Dede jest natomiast przekonany, ze był on Turkiem. Jak się później okazuje, jest to prawda, gdyż, Alexander Knysh w książce Islamic Misticism. A Short History potwierdza tę informację. Hadżi Bektasz Weli urodził się w miejscowości Nişabur w Chorezmie. Był uczniem tarikatu Ahmada Yesewiego, którego jednak nigdy nie było mu dane spotkać. Jego duchowym przewodnikiem i mistycznym mentorem był derwisz Lokman Perende, który, jak utrzymuje Hüseyin Özer, był tym dla Hadżiego Bektasza, kim Szams z Tebrizu był dla Dzalaluddina Rumiego. O tej drugiej parze będzie mowa nieco później. Przy okazji wysłuchujemy legendy, według której Hadżi Bektasz udał się do Anatolii nie tyle w ucieczce przed Mongołami, a po to, aby zanieść pokój, krainie stale nękanej wojnami i sporami między poszczególnymi wodzami. Mial on zawitać do dzisiejszej Turcji przynosząc białego gołębia symbolizującego pokój. W tym momencie, jeden z nastolatków przysłuchujących się naszej rozmowie przynosi figurkę przedstawiającą tego właśnie ptaka. Drugi z chłopców demonstruje znany już nam obraz, na którym widnieje Hadżi Bektasz tulący do siebie sarenkę i młodego lwa. Założycielem tarikatu Bektaszytów był uczeń Hadżiego- Balım Sułtan. Sukcesja po szejku, jest jednak sprawą wywołującą konflikt. Jedna z grup utrzymuje, ze Hadżi Bektasz był, żonaty z jedną z członkiń Bractwa (Bektaszyci są ewnementem, gdyż jako jedyni pozwalali wstępować w swoje szeregi również kobietom) i miał z nią syna- Sarı Ismaela. Zwolennicy tej wersji wywodzą swoje pochodzenie od tego właśnie, rzekomego potomka Mistrza i uwarzają, że sukcesja należy się jego rodowi. Grupa ta zwała się Çelebi, a w dzisiejszej Turcji, z tej linii swoje pochodzenie wywodzi słynna i niezwykle wpływowa rodzina Ulusoy. Druga z grup roszczących sobie pretensje do sukcesji po Hadżim Bektaszu zwie się Müciret, a jej czlonkowie twierdzą, że Mistrz nigdy nie był żonaty i z tej przyczyny szejk powinien być wybierany spośród członków tarikatu. Niemniej jednak ogólne wartości wyznawane przez bractwo pozostają niezmienne. Ważne jest samodoskonalenie, przejawiające się zarówno w szlifowaniu posiadanych zdolności jak i charakteru, ale również i posłuszeństwo.
Hierarchia bektaszytów różni się nieco od alewickiej. Odpowiednikiem alewickiego dede jest baba, o czym miałem okzaję się dowiedzieć podczas wcześniejszego spotkania z Muhittinem Kirişem. P. Hüseyin skupia się jednak na duchowym wymiarze przywództwa i wymienia kolejne rangi. Nad babą stoją Halife baba i posniş, który osiągnął najwyższy stopień wtajemniczenia. W alewizmie wymienionym stopniom odpowiadają: przewodnik - rehber (dede), pir- odprawiający cem i mistrz, którym jest murşid. Poszczególne rangi przechodzi się w miarę powiększania wiedzy religijnej i osiągania duchowej doskonałości. Droga od baby do posnişa zwie się icazet. Kandydat do przyjęcia godności to talip (talib), czyli po prostu uczeń. U alewitów natomiast, przechodzenie kolejnych stopni nazywane jest ocak, co w tym kontekście oznacza przynależność do rodu wywodzącego swoje pochodzenie od Mahometa, Alego lub dwunastu Imamów. Mówiąc o swoim pochodzeniu dede używa nazwy Kurişen Ocaǧı, co oznacza ród Kurişen i jest zarezerwowane dla potomków Mahometa i świętych. Nasz rozmówca jest pirem. Można więc powiedzieć, że znajduje się w połowie drogi do osiągnięcia duchowego mistrzowstwa.
Czynnikiem, który również w niebagatelny sposób przyczynił się do rozwoju alewizmu i islamu wogóle jest bractwo Mewlewitów, kontynułuące myśl jednego z największych filozofów-mistyków islamu- Maulany Dżalalluddina Rumiego. O rzeczonym bractwie i jego natchnionym założycielu Murat dede również nam opowiada. Dżallaluddin przybył do Anatolii- zwanej wówczas Rumelią (tur. Rum, stąd nazwisko Rumi), podobnie jak Hadżi Bektasz Weli w XIII stuleciu z Chorasanu w przedzień najazdu mongolskiego i osiadł w mieście Konya, stolicy państwa Turków Seldżuckich. W przeciwieństwie do Bektasza nie był on Turkiem, a Persem. Pisał w ojczystym języku. Według tradycji Dżallaluddin początkowo był religijnym fundamentalistą, lub przynajmniej za takiego był uważany. Zakazywał nawet uprawy winorośli, gdyż, jak powiadał, ludzie mogą fermentować jej owoce, a przecież picie wina to haram- ciężki grzech, który znacznie oddala człowieka od Boga. Lud Konyi podziwiał jego pobożność i bogobojność. Murat dede, opowiada nam jednak zdumiewającą anegdotę, która mówi o przemianie Rumiego.
Pewnego dnia Dżallaluddin idąc ulicami Konyi upuścił niesioną pod płaszczem butelkę, która się rozbiła. Ludzie zainteresowani tym błachym z pozoru wydarzeniem otoczyli Rumiego. W powietrzu rozniosła się woń wina. Przechodnie wpadli w konsternację. Oto najbardziej bogobojny i kurczowo trzymający się zasad wiary mieszkaniec miasta popija ukradkiem wino! Sam Dżallaluddin zaniemówił. Gdy tłum sposobił się do linczu, nagle wyłonił się starzec, który zaczął rozganiać zebranych ludzi. Starcem był Szams z Tebrizu, który przemawiając do zebranych stwierdził, że rozbita butelka zawiera nie wino, a olejek różany. Zebrani zaczęli sprawdzać, czy spod płaszcza Rumiego faktycznie wypadł olejek. Gdy upewnili sie, że starzec mówi prawdę zostawili Rumiego w spokoju. Za sprawą mistyka Szamsa ‘’wino olejkiem się stało’’. To wydarzenie wywarło na Dżallaluddinie ogromne wrażenie.
Tak według opowieści dede rozpoczęła się znajomość Dżallaluddina Rumiego z Szamsem z Tebrizu. Za jej sprawą Rumi stał stał się natchnionym poetą, którego
wiersze epatują miłością i tolerancją. Jego uczniowie nazwali go Maulaną (tur. Mevlana ), co oznacza “nasz mistrz”. Szams z Tebrizu zaś, swoją znajomość z Maulaną przypłacił zresztą życiem. Zazdrośni o Dżllaluddina przyjaciele najpierw nakłonili Szamsa by ten udał sie do Syrii, a gdy ten za namowami Rumiego wrócił- zamordowali go.
Bractwo mewlewitów rozkwitło po śmierci swego mistrza. Istotą wiary według jego przedstawicieli są tzw. cztery bramy (dőrt kapı), na które składają się szariat, tarikat oraz marifat – wiedza, i hakikat – prawda. Każda z bram ma dziesięć poziomów. W oparciu o te wartości kontynuowano nauczanie w duchu mistycyzmu. Jak twierdzi Murat dede, suficka większość sceptycznie odnosiła się do poezji Maulany, opierając się jedynie na Koranie i Hadisach, nie rozumiejąc do końca przesłanie płynącego z jego wierszy. Dede określa Maulanę jako obywatela Świata. Rok 2007 został zresztą ogłoszony przez UNESCO, rokiem pokoju i miłości a także natchnionych sufickich poetów-mistyków- Junusa Emre i właśnie Maulany Dżallaluddina Rumiego.
Przed wyjściem pytam, jak w dzisiejszej, sunnickiej i konserwatywnej Konyi jest odbierany Maulana i jego poezja. Według Murata dede, sunnici po zamknięciu bractw sufickich przez Ataütrka w 1924 roku, traktowali mauzoleum Rumiego tak samo, jak dzisiejsi zagraniczni turyści, którzy widzą w nim jedynie muzeum i atrakcję turystyczną. Na pytanie, o reakcje samych bractw na zamknięcie tarikatów tekke i szkół religijnych, dede odpowiada, że jakakolwiek reakcja była równoznaczna z wyrokiem śmierci wydanym, przez Trybunały Niepodległościowe, założone w trakcie walk z kurdyjską rebelią, którą dowodził w tym samym czasie szejk Said. Niemniej jednak, tarikaty przeniosły swoje siedziby na Bałkany, jak Bektaszyci, którzy odtąd rezydowali w Albanii, lub działały w ukryciu, bądź jako muzea. Sam stosunek do osoby Mustafy Kemala jest pełen uwielbienia, czego wyrazem jest broszka w klapie marynarki p. Hüseyina, przedstawiająca wizerunek wodza. Mimo represyjnej polityki, wobec bractw, na których nauce alewici w znacznej mierze się opierają, świeckie państwo położyło, przynajmniej w teorii, kres represjom ze strony rządzących sunnitów, o czym wspominał mój poprzedni rozmówca Muhittin Kiriş.
Jak mówi Murat dede, jednym z największych współczesnych problemów, z jakim borykają się alewici, jest brak choćby jednej instytucji, która zajmowałaby się tą mniejszością na poziomie uczelnianym. Mimo, że na większosci uniwersytetów w kraju istnieją wydziały teologii muzułmańskiej, to żaden z nich nie zajmuje się poważnie alewizmem i bektaszyzmem. Na przykład o nusajrytach, których pokaźna liczba żyje nie tylko w dawnym Sandżaku Aleksandretty (diś prow. Hatay), ale również i w Adanie oraz Mersin, sam dede wie stosunkowo niewiele. Wiadomo o wspólnym kulcie Alego, ale sprawy związane z obrzędowoścą stanowią tabu. Sami szejkowie nusajryccy niczego nie ujawniają. Znany jest założyciel sekty- imam Nusajri oraz ich potoczna nazwa- fellahi, czyli chłopi. Ponadto, mówi się, że konfesja ma swoje korzenie w zaratusztrianizmie, stąd ich arabska nazwa alawi, od alav czyli “ogień”.
Trudno jednak o żetelne badania dotyczące alewitów jako całej grupy wyznaniowej, dzielącej się na wymienione przez naszego rozmówcę podgrupy. Mimo, że w ostatnim czasie w Turcji, sytuacja na tej płaszczyźnie uległa znaczącej poprawie, to nadal pozostaje dużo do zrobienia, a szacowana, przez p. Hüseyina na 20 milionów osób społeczność alewicka, dopiero teraz zaczyna dopominac się o swoje prawa. Ja sam mam okazję doświadczyć zalążka pozytywnej zmiany, gdyż mogę otwarcie dyskutować na temat tej mniejszości bez większych przeszkód, choć stosunek konserwatywnego społeczeństwa pozostaje wrogi. Tym niemniej, atmosfera wokół problemu alewitów wydaje się być daleka od tej z 1993 roku, gdy w środkowoanatolijskim mieście Sivas doszło do masakry w hotelu Madmak, gdzie odbywał się kongres, na którym zebrali się alewiccy intelektualiści, a sunniccy fundamentaliści podłożyli ogień, przyczyniając się do straszliwej śmierci 36 osób.
Spotkanie z panem Hüseyinem Özerem można uznać za bardzo udane, jednakże nie udało mi się zagadnąć rozmówcy o wiele spraw bieżących oraz najnowszą historię alewitów. Niemniej jednak, Murat dede jest, podobnie jak współwyznawcy, bardzo entuzjastycznie nastawiony na współpracę, co dobrze rokuje w perspektywie dalszych badań.
czwartek, 8 kwietnia 2010
Miasteczko alewickie
4 lutego 2010, czwartek. Yenice, alewickie centrum kultury, biblioteka miejska i dom modlitwy cemevi. Moimi rozmówcami są Muhittin Kiriş, lat około pięćdziesięciu, wykształcenie średnie, bibliotekarz, obecnie na emeryturze. W młodości studiował budownictwo, studiów jednak nie ukończył. Nie udaje mi się jednak ustalić z jakich przyczyn.
Drugim rozmówcą jest Muharrem Serin, 48 lat, wykształcenie średnie, z pracuje jako hydraulik. Pełni funkcję dyrektora lokalnego centrum alewickiego. Mówi jedynie po turecku, natomiast p. Kiriş rozumie i czyta po angielsku, ale odpowiada po turecku. Towarzyszy mi zatem tłumaczka. Do budynku biblioteki i cemevi przyprowadził mnie znajomy Rahim Özgün, dwudziestosześcioletni student informatyki, mieszkaniec Yenice, alewita.
Yenice to małe miasteczko położone około 15 kilometrów na południowy -zachód od Adany, prowincja Mersin. Około 8 tysięcy mieszkańców. Przed spotkaniem dowiadujemy się, że miasteczko jest w całości zamieszkane przez alewitów. Z okna biblioteki daje się jednak dostrzec mniej więcej dwudziesto-metrowy minaret. Ponieważ rozmowa odbywa się w godzinach popołudniowych, tj. miedzy 12.30 a 15.00, spotkaniu towarzyszy śpiew muezina. Później okazuje się, że w miasteczku znajduje się drugi meczet. Obie budowle mają spore rozmiary. Z relacji bibliotekarza wynika, że dwa sunnickie meczety w ośmiotysięcznym miasteczku to stanowczo za dużo. Zapełniają się częściowo jedynie podczas piątkowej modlitwy. W pozostałe dni stoją puste. Według naszego rozmówcy, dawniej Yenice w stu procentach zamieszkiwali alewici. Obecnie sunnici stanowią trzydziestoprocentową mniejszość. Alewickie Centrum Kultury (nazwa oficjalna, według tureckiego prawa cemevi nie są miejscami kultu) znajduje się w centralnej części miasteczka, kilkadziesiąt metrów od dworca kolejowego.
Muhittin Kiriş, wcześniej uprzedzony o naszym przybyciu, wita nas, jak już wcześniej wspomniano, w bibliotece. Pyta, czego chcemy się dowiedzieć. Rozmowa zaczyna się więc od najogólniejszych pytań. Staram się nie pytać od razu o sprawy trudne i kontrowersyjne, pozwalając rozmówcy samemu rozwinąć dany wątek. P. Muharrem Serin przysłuchuje się naszej rozmowie, od czasu do czasu coś dodając.
Alewici sa najliczniejszą mniejszością wyznaniową w Turcji. Brakuje oficjalnych statystyk
dotyczących liczebności tej grupy. Szacunki są bardzo rozbieżne. Według niektórych danych liczebność alewitów sięga nawet dwudziestu milionów. M. Kiriş uważa jednak, że nie przekracza ona 10-12 milionów w liczącym 73 miliony mieszkańców kraju.
Kwestia alewitów jest jedną z najbardziej drażliwych w Turcji. Zarówno w Imperium Osmańskim, jak i w Republice Tureckiej alewici byli poddawani silnym represjom.
Mimo świeckiego charakteru państwa, po upadku sułtana i rozwiązaniu kalifatu przez Mustafę Kemala Atatürka, dochodziło w XX w. do licznych prześladowań, tak ze strony
uważającej ich za heretyków sunnickiej większości, jak i władz państwowych.
Ponieważ, uroczystości odbywające się w cemevi były zawsze zamknięte dla nie - alewitów,
sunnici uważali, że dochodzi tam do kazirodczych orgii. M. Kiriş zaznacza, że te opowieści nie mają oczywiście nic wspólnego z prawdą.
Duchowym przywódcą lokalnej społeczności alewickiej jest dede, co oznacza dosłownie ‘‘dziadek’’. Godność tę nabyć można jedynie przez urodzenie.
Jest to zarówno tytuł religijny- prowadzi on cem, czyli modlitwę, jak i honorowy- nosi go
świątobliwy, starszy mężczyzna, udzielający błogosławieństw wiernym. Dede pochodzić musi też z odpowiedniego rodu, w linii wywodzącej się od Mahometa lub świętych. Tutaj nasi rozmówcy podają nazwy rodów, z których wywodzą się lokalni dede: Kurişen i Baba Mansur Hoca. W całej Turcji jest tego typu rodów znacznie więcej. W samym Yenice nie ma obecnie dede. Opiekunem jest człowiek mieszkający w innej miejscowości.
Kolejnym pojęciem, które tłumaczą nasi rozmówcy jest cem. Jest to spotkanie o charakterze religijno - społecznym. Wierni modlą się śpiewając i tańcząc przy akompaniamencie instrumentu gitarowego zwanego bağlama (guśla). Poza tym, rozmawiają ze sobą i wybaczają sobie wzajemne krzywdy. W razie zatargów dede pełni rolę rozjemcy. Modlitwa odbywa się jedynie w j. tureckim. W przeciwieństwie do sunnitów, alewici nie przykładają większej wagi do formy. Teksty modlitw czytane sa ze swego rodzaju ‘’książeczki do nabożeństwa’’.
Modlący się wznoszą charakterystyczne zawołanie ‘’ Ya Allah! Ya Muhammed! Ya Ali!’’.
Podczas ceremonii pije się także domowego wyrobu wino.
Ponadto, alewici zwracają się do siebie per can. Jest to grzecznościowy zwrot pochodzący najprawdopodobniej z j. perskiego. W ten sposób członkowie wspólnoty wyrażają wzajemny szacunek i umiłowanie oraz łaskę płynącą od Stwórcy za pośrednictwem Mahometa i Alego.
Następnie p. Kiriş streszcza historię alewitów ich wiary. Definiuje alewizm jako ’’islam turecki’’, jedyny i nigdzie indziej nie spotykany. Mniejszościowe nurty w islamie różnią się znacznie od siebie. Wymienia zatem szyitów w Iranie z całą hierarchią duchownych, szczególnie bliskich syryjskich nusajrytów i inne im podobne grupy. Nie inaczej jest w przypadku alewitów tureckich (lub anatolijskich- tych dwóch nazw nasz rozmówca używa wymiennie).
Określenie ‘’islam turecki’’ bierze się stąd, że wiele elementów ma swoje pochodzenie w środkowoazjatyckim szamanizmie. Z jednej strony jest to odłam wyodrębniony z szyizmu- szczególną czcią darzony jest Ali ibn Abu Talib (od jego imienia tez bierze się nazwa nurtu) oraz jego synowie: imam Husajn i Hasan, polegli w bitwie pod Karbalą przeciwko wojskom kalifa Jazyda, która miała miejsce w roku 680, z drugiej zaś- u podstaw alewizmu leży turański szamanizm, z którego zaczerpnęli alewici wiele elementów w obyczajowości, stylu życia, wspólnotowej hierarchii, obrzędach, czy relacjach między ludźmi a Bogiem. Obok Alego i jego synów, szczególną estymą darzony jest żyjący w XIII wieku w centralnej Anatolii muzułmański mistyk i filozof Hadżi Bektasz Veli (tur. Hacı Bektaş Veli). To właśnie jego myśl w największym stopniu ukształtowała poglądy alewitów. Hadżi ( tytuł ten nosi osoba, która odbyła Hadż- pielgrzymkę do Mekki) przedstawiany jest jako brodaty mędrzec w podeszłym wieku, przytulający do siebie sarenkę i lwiątko, czasem dorosłego lwa. Jest to rzecz w naturze niemożliwa, za pośrednictwem Hadżiego Bektasza jednak, instynkty przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Ze świętego emanuje mądrość, spokój i miłosierdzie. Przywiązuje on wielką wagę do samodoskonalenia i jak zauważa p. Muhittin- wykształcenia kobiet. Stąd też, równość obu płci, szczególnie podkreślana przez alewitów. Podczas modlitwy w cemevi mężczyźni i kobiety siedzą obok siebie, w przeciwieństwie do sunnickich meczetów, gdzie panuje ścisły podział na część męską i żeńską- wydzieloną z tyłu.
Bektaszyzm zatem, jako uelastyczniona forma islamu odniósł wielki sukces na podbitych przez Imperium Osmańskie Bałkanach. Grupujący się w znakomitej większości spośród Słowiańskich jeńców janczarzy byli wyznawcami tego właśnie odłamu, podczas gdy władze osmańskie pozostawały przy islamie sunnickim (tutaj p. Muhittın potwierdza teorię o islamizacji Bałkanów poprzez tzw. „radosny islam”, o której miałem okazję słyszeć jeszcze w Polsce). Nasz rozmówca przypomina tutaj, że bektaszami są konwertyci, zazwyczaj osiadli w miastach, którzy wiedzę religijną nabyli w tekke (suficki dom modlitewny, połączony ze szkołą religijną). Alewitą natomiast, jest się z urodzenia.
Do XVI alewici i bektasze byli względnie tolerowani. Represje zaczęły się za czasów sułtana Jawuza Selima, na którego rozkaz wymordowano w sumie około 40 tysięcy innowierców. Ich liczebność w państwie Osmanów spadła wówczas do mniej więcej 15 procent. Od tej pory, jak zauważa Muhittin Kiriş, deklarowanie się jako alewita stało się śmiertelnie niebezpieczne.
Kolejnym niezmiernie ważnym i wywodzącym się wprost z przed-islamskiej tradycji szamanistycznej jest ziyaret – lokalne miejsce kultu, bardzo szeroko w Turcji rozpowszechnione. Tutaj oddaje się cześć wioskowemu patronowi. Nasi rozmówcy podają przykłady nazw. Są to: Arap baba, Muhittin baba, Muharrem dede. Poszczególni patroni to święci męczennicy , nikomu dotąd nie znani, którzy objawili się wiernym we śnie.
Wierzy się, że emanacje patronów żyją w poszczególnych miejscach. Na przykład takich, jak drzewo przy polnej dróżce za wioską. Z czasem zaczęto je zabudowywać. Dawniej wierni odwiedzali ziyaret by oddać cześć świętemu oraz prosić o łaskę i wstawiennictwo, pozostawiając zawieszone na drzewie białe chustki oraz otwarte kłódki- na znak, że sprawa z jaką przychodzą do świętego cały czas pozostaje otwartą. Wymieniane przez bibliotekarza imiona są nadawane przez lokalną społeczność, ludzi którym objawił się i przedstawił święty.
W samym Yenice jest takich miejsc kilkanaście. Jedno z nich, zwane Arap baba udaje nam się odwiedzić. Jest to dwuizbowa altanka w całości pomalowana na zielono. Oba pomieszczenia mają po około 10 metrów kwadratowych. Obok altanki znajduje się studnia z pompą. Wewnątrz pierwszej izby rozłożone są stolik i łóżka, gdzie można zjeść i odpocząć. Drugie pomieszczenie jest właściwym miejscem kultu. W centralnym punkcie znajduje się pusta trumna okryta zieloną płachtą. Na niej poduszka i maska- wyobrażenie wizerunku świętego. Ściany zdobią podobizny Alego, Hadżiego Bektasza oraz płótno ze Świątynią Al-Kaaba w Mekce i dziewięćdziesięcioma dziewięcioma imionami Boga wyszytymi wokół Czarnego Kamienia. Nie brakuje również portretu Atatürka(...)
Nad pustą trumną wisi żyrandol. Na nim zawiązane są chustki i otwarte kłódki- symbole próśb składanych ku Bogu za pośrednictwem świętego przez wiernych.
Wracając do naszej rozmowy o samej wierze, Muhittin bey podkreśla subtelne różnice między bektaszyzmem a alewizmem. Jak już wspomniano, bektasze to konwertyci, żyjący głównie w miastach, „przywiezieni” z podbitych terenów europejskich. Bektaszyzm jest zatem „wyuczony” podczas spotkań w tekke (ich działalność została zakazana przez Atatürka) a duchowy przywódca zwie się nie dede , jak u rdzennych wyznawców, których wiara zakorzeniona jest od pokoleń, a baba czyli „ojciec”. Jest to również świątobliwy i szanowany powszechnie mędrzec i arbiter, aczkolwiek jego „ranga” jest niższa ze względu na wspomniane urodzenie poza rdzennym kręgiem wiernych.
Przechodząc od spraw religijno - obyczajowych do sytuacji polityczno - społecznej nie sposób nie zapytać o stosunek alewitów do Mustafy Kemala Atatürka. Wchodząc do biblioteki, gdzie toczy się nasza rozmowa, trudno nie zauważyć niezliczonej ilości , i tak już na każdym kroku w Turcji spotykanych portretów wielkiego wodza i reformatora. Na ręku jednego z pracowników biblioteki świeci sygnet z podobizną Kemala, inny nosi wczepioną w klapę marynarki
broszkę z jego wizerunkiem a’la Matka Boska w klapie marynarki Lecha Wałęsy. Nasi rozmówcy nie rozwodzą się zanadto nad zasługami wodza dla wspólnoty religijnej, które wydają się być oczywiste. P. Muhittin rzuca krótko trzy słowa - klucze: sekularyzm, modernizacja, świeckość. Wieńcząc lapidarnie: „Generalnie nasz stosunek do Ojca Turków jest pozytywny”. Koń jaki jest,
każdy widzi.
Mimo likwidacji bractw sufickich, takich jak Bektaszyci i Mewlewici oraz zakazu działalności tekke , wprowadzona przez Atatürka laickość państwa przynajmniej w teorii jawiła się jako zbawienie dla nękanej przez sunnicką władzę mniejszości. Mimo licznych masakr, które miały miejsce już w Republice w drugiej połowie XX wieku ( największe w Çorum, Maraş w latach 1978-80 oraz w Sivas w 1993 roku, założyciel nowego państwa jest przez tutejszych alewitów wręcz ubóstwiany. Nie ma w tym określeniu żadnej przesady, gdyż jego wizerunek w cemevi usytuowany jest w centralnym miejscu sali modlitewnej, na równi z portretami świątobliwych Alego i Hadżiego Bektasza (!).
Ponadto, należy odnotować, że alewici tradycyjnie popierają partie lewicowe. Walka ze społecznym wykluczeniem i nierównością oraz egalitarny i wspólnotowy charakter alewizmu zawsze pchały jego wyznawców w ramiona marksistów i komunistów. W ostatnich latach, jednak alewici zwrócili się jednak ku kemalistowskiej i po części socjaldemokratycznej Partii Republikańsko - Ludowej ( Cumhuriyet Halk Partisi- CHP), a w ostatnich wyborach nawet niektórzy przedstawiciele deklarowali poparcie dla rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju ( Adalet ve Kalkınma Partisi- AKP), co można tłumaczyć, pojednawczymi zabiegami premiera Recepa Tayyipa Erdoğana, który początkowo odmawiał alewitom prawa do deklarowania się jako grupa religijna, później jednak swoje stanowisko - przynajmniej w teorii- złagodził, czego wyrazem był udział w alewickiej ceremonii. Są to jednak bardziej pojedyncze przypadki aniżeli tendencja. Niemniej jednak, alewici pozostają silnie skłóceni z nacjonalistyczną i tradycyjnie sunnicką prawicą turecką.
Ostatnim punktem naszego spotkania w bibliotece i centrum kultury jest wizyta w cemevi .
Wchodzi się do niego przez biuro Centrum Kultury. Sala ma około 20 metrów długości i jakieś 5 metrów szerokości. Przed wejściem należy zdjąć buty. Cała sala wyłożona jest dywanami. Nie dokonuje się ablucji. Brakuje również mihrabu – niszy w ścianie wskazującej kiblę – kierunek modlitwy. Na końcu sali znajduje się ułożone ze specjalnych poduszek siedzisko dla dede prowadzącego modły. Przy siedzisku znajduje się stojak do mikrofonu oraz rodzaj podpórki, na której stawia się księgę, przypominającej tę, na której stawia się mszał w kościele katolickim, oraz świecznik na drewnianej podstawie. Siedziska dla wiernych są rozłożone wzdłuż ścian, dokoła sali. Wewnętrzna przestrzeń pozostaje pusta. W tym miejscu odbywa się ceremonia semah – rytualny taniec wykonywany przez derwiszów
obojga płci. W miejscu przeznaczonym dla dede za jego plecami na ścianie wywieszone są sporej wielkości (jakieś 100 x 70 cm) obrazy na których przedstawieni są od lewej:
Ali ibn Abu Talib, Hadżi Bektasz Veli i Mustafa Kemal Atatürk. Ten ostatni na jednym z częściej spotykanych obrazów, opierając się rękami o drewnianą barierkę lub mównicę, spoglądający w swoją prawą stronę ze wzrokiem wzniesionym ku niebu. W lewej dłoni, rzecz na którą dotąd w ogóle nie zwracałem uwagi- dzierży różaniec. Wszystkie trzy postaci można oglądać na mniejszych podobiznach porozwieszanych na ścianach wzdłuż całej sali, uzupełnione o portrety będące wyobrażeniami świętych męczenników- imamów Husajna i jago brata Hasana. Poza tym można zobaczyć prosty rysunek obrazujący wypadki pod Karbalą oraz zdjęcia odprawiających rytualny taniec semah. Przy ścianie przeciwległej do „ołtarza” znajdują się metalowe szafy w których znajdują się męskie i żeńskie kostiumy derwiszow . Ponadto, wzdłuż poprzecznej- krótszej i drugiej dłuższej ściany rozstawione są regały, na których oprócz Koranu i historii islamu stoją nierozszyfrowalne dla mnie pozycje w języku osmańsko-tureckim, książki zupełnie świeckie jak słowniki oraz ku naszemu zdumieniu- Biblia w języku angielskim. Wzdłuż jednego z regałów rozciągnięty jest transparent z napisem po tuercku: ''Filistın Halkı Yalnız Değildir'', czyli ''Lud Palestyński Nie Jest Sam'' oznajmiający jedność z tym narodem.
Siadając na podłodze p. Muharrem instruuje nas, że możemy siadać klęcząc i opierając ciężar ciała na łydkach, lub po turecku- ze skrzyżowanymi nogami, nigdy zaś z wyciągniętymi.
Gospodarze demonstrują nam guślę, ktorej akompaniament towarzyszy ceremonii.
Nie ma też przeszkód w robieniu zdjęć. Zostajemy zaproszeni na uroczystość, która ma odbyć się w następnym tygodniu. Na tym kończy się nasze spotkanie w bibliotece i cemevi .
Później zostajemy zawiezieni samochodem w miejsce, gdzie możemy zobaczyć opisany wcześniej ziyaret po czym nasi przewodnicy udają się do domów. Wracając do Adany mijamy kolejny ziyaret, usadowiony w środku miasteczka, do którego nie wchodzimy, ale mamy nadzieję obejrzeć przy okazji następnej wizyty.
Drugim rozmówcą jest Muharrem Serin, 48 lat, wykształcenie średnie, z pracuje jako hydraulik. Pełni funkcję dyrektora lokalnego centrum alewickiego. Mówi jedynie po turecku, natomiast p. Kiriş rozumie i czyta po angielsku, ale odpowiada po turecku. Towarzyszy mi zatem tłumaczka. Do budynku biblioteki i cemevi przyprowadził mnie znajomy Rahim Özgün, dwudziestosześcioletni student informatyki, mieszkaniec Yenice, alewita.
Yenice to małe miasteczko położone około 15 kilometrów na południowy -zachód od Adany, prowincja Mersin. Około 8 tysięcy mieszkańców. Przed spotkaniem dowiadujemy się, że miasteczko jest w całości zamieszkane przez alewitów. Z okna biblioteki daje się jednak dostrzec mniej więcej dwudziesto-metrowy minaret. Ponieważ rozmowa odbywa się w godzinach popołudniowych, tj. miedzy 12.30 a 15.00, spotkaniu towarzyszy śpiew muezina. Później okazuje się, że w miasteczku znajduje się drugi meczet. Obie budowle mają spore rozmiary. Z relacji bibliotekarza wynika, że dwa sunnickie meczety w ośmiotysięcznym miasteczku to stanowczo za dużo. Zapełniają się częściowo jedynie podczas piątkowej modlitwy. W pozostałe dni stoją puste. Według naszego rozmówcy, dawniej Yenice w stu procentach zamieszkiwali alewici. Obecnie sunnici stanowią trzydziestoprocentową mniejszość. Alewickie Centrum Kultury (nazwa oficjalna, według tureckiego prawa cemevi nie są miejscami kultu) znajduje się w centralnej części miasteczka, kilkadziesiąt metrów od dworca kolejowego.
Muhittin Kiriş, wcześniej uprzedzony o naszym przybyciu, wita nas, jak już wcześniej wspomniano, w bibliotece. Pyta, czego chcemy się dowiedzieć. Rozmowa zaczyna się więc od najogólniejszych pytań. Staram się nie pytać od razu o sprawy trudne i kontrowersyjne, pozwalając rozmówcy samemu rozwinąć dany wątek. P. Muharrem Serin przysłuchuje się naszej rozmowie, od czasu do czasu coś dodając.
Alewici sa najliczniejszą mniejszością wyznaniową w Turcji. Brakuje oficjalnych statystyk
dotyczących liczebności tej grupy. Szacunki są bardzo rozbieżne. Według niektórych danych liczebność alewitów sięga nawet dwudziestu milionów. M. Kiriş uważa jednak, że nie przekracza ona 10-12 milionów w liczącym 73 miliony mieszkańców kraju.
Kwestia alewitów jest jedną z najbardziej drażliwych w Turcji. Zarówno w Imperium Osmańskim, jak i w Republice Tureckiej alewici byli poddawani silnym represjom.
Mimo świeckiego charakteru państwa, po upadku sułtana i rozwiązaniu kalifatu przez Mustafę Kemala Atatürka, dochodziło w XX w. do licznych prześladowań, tak ze strony
uważającej ich za heretyków sunnickiej większości, jak i władz państwowych.
Ponieważ, uroczystości odbywające się w cemevi były zawsze zamknięte dla nie - alewitów,
sunnici uważali, że dochodzi tam do kazirodczych orgii. M. Kiriş zaznacza, że te opowieści nie mają oczywiście nic wspólnego z prawdą.
Duchowym przywódcą lokalnej społeczności alewickiej jest dede, co oznacza dosłownie ‘‘dziadek’’. Godność tę nabyć można jedynie przez urodzenie.
Jest to zarówno tytuł religijny- prowadzi on cem, czyli modlitwę, jak i honorowy- nosi go
świątobliwy, starszy mężczyzna, udzielający błogosławieństw wiernym. Dede pochodzić musi też z odpowiedniego rodu, w linii wywodzącej się od Mahometa lub świętych. Tutaj nasi rozmówcy podają nazwy rodów, z których wywodzą się lokalni dede: Kurişen i Baba Mansur Hoca. W całej Turcji jest tego typu rodów znacznie więcej. W samym Yenice nie ma obecnie dede. Opiekunem jest człowiek mieszkający w innej miejscowości.
Kolejnym pojęciem, które tłumaczą nasi rozmówcy jest cem. Jest to spotkanie o charakterze religijno - społecznym. Wierni modlą się śpiewając i tańcząc przy akompaniamencie instrumentu gitarowego zwanego bağlama (guśla). Poza tym, rozmawiają ze sobą i wybaczają sobie wzajemne krzywdy. W razie zatargów dede pełni rolę rozjemcy. Modlitwa odbywa się jedynie w j. tureckim. W przeciwieństwie do sunnitów, alewici nie przykładają większej wagi do formy. Teksty modlitw czytane sa ze swego rodzaju ‘’książeczki do nabożeństwa’’.
Modlący się wznoszą charakterystyczne zawołanie ‘’ Ya Allah! Ya Muhammed! Ya Ali!’’.
Podczas ceremonii pije się także domowego wyrobu wino.
Ponadto, alewici zwracają się do siebie per can. Jest to grzecznościowy zwrot pochodzący najprawdopodobniej z j. perskiego. W ten sposób członkowie wspólnoty wyrażają wzajemny szacunek i umiłowanie oraz łaskę płynącą od Stwórcy za pośrednictwem Mahometa i Alego.
Następnie p. Kiriş streszcza historię alewitów ich wiary. Definiuje alewizm jako ’’islam turecki’’, jedyny i nigdzie indziej nie spotykany. Mniejszościowe nurty w islamie różnią się znacznie od siebie. Wymienia zatem szyitów w Iranie z całą hierarchią duchownych, szczególnie bliskich syryjskich nusajrytów i inne im podobne grupy. Nie inaczej jest w przypadku alewitów tureckich (lub anatolijskich- tych dwóch nazw nasz rozmówca używa wymiennie).
Określenie ‘’islam turecki’’ bierze się stąd, że wiele elementów ma swoje pochodzenie w środkowoazjatyckim szamanizmie. Z jednej strony jest to odłam wyodrębniony z szyizmu- szczególną czcią darzony jest Ali ibn Abu Talib (od jego imienia tez bierze się nazwa nurtu) oraz jego synowie: imam Husajn i Hasan, polegli w bitwie pod Karbalą przeciwko wojskom kalifa Jazyda, która miała miejsce w roku 680, z drugiej zaś- u podstaw alewizmu leży turański szamanizm, z którego zaczerpnęli alewici wiele elementów w obyczajowości, stylu życia, wspólnotowej hierarchii, obrzędach, czy relacjach między ludźmi a Bogiem. Obok Alego i jego synów, szczególną estymą darzony jest żyjący w XIII wieku w centralnej Anatolii muzułmański mistyk i filozof Hadżi Bektasz Veli (tur. Hacı Bektaş Veli). To właśnie jego myśl w największym stopniu ukształtowała poglądy alewitów. Hadżi ( tytuł ten nosi osoba, która odbyła Hadż- pielgrzymkę do Mekki) przedstawiany jest jako brodaty mędrzec w podeszłym wieku, przytulający do siebie sarenkę i lwiątko, czasem dorosłego lwa. Jest to rzecz w naturze niemożliwa, za pośrednictwem Hadżiego Bektasza jednak, instynkty przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Ze świętego emanuje mądrość, spokój i miłosierdzie. Przywiązuje on wielką wagę do samodoskonalenia i jak zauważa p. Muhittin- wykształcenia kobiet. Stąd też, równość obu płci, szczególnie podkreślana przez alewitów. Podczas modlitwy w cemevi mężczyźni i kobiety siedzą obok siebie, w przeciwieństwie do sunnickich meczetów, gdzie panuje ścisły podział na część męską i żeńską- wydzieloną z tyłu.
Bektaszyzm zatem, jako uelastyczniona forma islamu odniósł wielki sukces na podbitych przez Imperium Osmańskie Bałkanach. Grupujący się w znakomitej większości spośród Słowiańskich jeńców janczarzy byli wyznawcami tego właśnie odłamu, podczas gdy władze osmańskie pozostawały przy islamie sunnickim (tutaj p. Muhittın potwierdza teorię o islamizacji Bałkanów poprzez tzw. „radosny islam”, o której miałem okazję słyszeć jeszcze w Polsce). Nasz rozmówca przypomina tutaj, że bektaszami są konwertyci, zazwyczaj osiadli w miastach, którzy wiedzę religijną nabyli w tekke (suficki dom modlitewny, połączony ze szkołą religijną). Alewitą natomiast, jest się z urodzenia.
Do XVI alewici i bektasze byli względnie tolerowani. Represje zaczęły się za czasów sułtana Jawuza Selima, na którego rozkaz wymordowano w sumie około 40 tysięcy innowierców. Ich liczebność w państwie Osmanów spadła wówczas do mniej więcej 15 procent. Od tej pory, jak zauważa Muhittin Kiriş, deklarowanie się jako alewita stało się śmiertelnie niebezpieczne.
Kolejnym niezmiernie ważnym i wywodzącym się wprost z przed-islamskiej tradycji szamanistycznej jest ziyaret – lokalne miejsce kultu, bardzo szeroko w Turcji rozpowszechnione. Tutaj oddaje się cześć wioskowemu patronowi. Nasi rozmówcy podają przykłady nazw. Są to: Arap baba, Muhittin baba, Muharrem dede. Poszczególni patroni to święci męczennicy , nikomu dotąd nie znani, którzy objawili się wiernym we śnie.
Wierzy się, że emanacje patronów żyją w poszczególnych miejscach. Na przykład takich, jak drzewo przy polnej dróżce za wioską. Z czasem zaczęto je zabudowywać. Dawniej wierni odwiedzali ziyaret by oddać cześć świętemu oraz prosić o łaskę i wstawiennictwo, pozostawiając zawieszone na drzewie białe chustki oraz otwarte kłódki- na znak, że sprawa z jaką przychodzą do świętego cały czas pozostaje otwartą. Wymieniane przez bibliotekarza imiona są nadawane przez lokalną społeczność, ludzi którym objawił się i przedstawił święty.
W samym Yenice jest takich miejsc kilkanaście. Jedno z nich, zwane Arap baba udaje nam się odwiedzić. Jest to dwuizbowa altanka w całości pomalowana na zielono. Oba pomieszczenia mają po około 10 metrów kwadratowych. Obok altanki znajduje się studnia z pompą. Wewnątrz pierwszej izby rozłożone są stolik i łóżka, gdzie można zjeść i odpocząć. Drugie pomieszczenie jest właściwym miejscem kultu. W centralnym punkcie znajduje się pusta trumna okryta zieloną płachtą. Na niej poduszka i maska- wyobrażenie wizerunku świętego. Ściany zdobią podobizny Alego, Hadżiego Bektasza oraz płótno ze Świątynią Al-Kaaba w Mekce i dziewięćdziesięcioma dziewięcioma imionami Boga wyszytymi wokół Czarnego Kamienia. Nie brakuje również portretu Atatürka(...)
Nad pustą trumną wisi żyrandol. Na nim zawiązane są chustki i otwarte kłódki- symbole próśb składanych ku Bogu za pośrednictwem świętego przez wiernych.
Wracając do naszej rozmowy o samej wierze, Muhittin bey podkreśla subtelne różnice między bektaszyzmem a alewizmem. Jak już wspomniano, bektasze to konwertyci, żyjący głównie w miastach, „przywiezieni” z podbitych terenów europejskich. Bektaszyzm jest zatem „wyuczony” podczas spotkań w tekke (ich działalność została zakazana przez Atatürka) a duchowy przywódca zwie się nie dede , jak u rdzennych wyznawców, których wiara zakorzeniona jest od pokoleń, a baba czyli „ojciec”. Jest to również świątobliwy i szanowany powszechnie mędrzec i arbiter, aczkolwiek jego „ranga” jest niższa ze względu na wspomniane urodzenie poza rdzennym kręgiem wiernych.
Przechodząc od spraw religijno - obyczajowych do sytuacji polityczno - społecznej nie sposób nie zapytać o stosunek alewitów do Mustafy Kemala Atatürka. Wchodząc do biblioteki, gdzie toczy się nasza rozmowa, trudno nie zauważyć niezliczonej ilości , i tak już na każdym kroku w Turcji spotykanych portretów wielkiego wodza i reformatora. Na ręku jednego z pracowników biblioteki świeci sygnet z podobizną Kemala, inny nosi wczepioną w klapę marynarki
broszkę z jego wizerunkiem a’la Matka Boska w klapie marynarki Lecha Wałęsy. Nasi rozmówcy nie rozwodzą się zanadto nad zasługami wodza dla wspólnoty religijnej, które wydają się być oczywiste. P. Muhittin rzuca krótko trzy słowa - klucze: sekularyzm, modernizacja, świeckość. Wieńcząc lapidarnie: „Generalnie nasz stosunek do Ojca Turków jest pozytywny”. Koń jaki jest,
każdy widzi.
Mimo likwidacji bractw sufickich, takich jak Bektaszyci i Mewlewici oraz zakazu działalności tekke , wprowadzona przez Atatürka laickość państwa przynajmniej w teorii jawiła się jako zbawienie dla nękanej przez sunnicką władzę mniejszości. Mimo licznych masakr, które miały miejsce już w Republice w drugiej połowie XX wieku ( największe w Çorum, Maraş w latach 1978-80 oraz w Sivas w 1993 roku, założyciel nowego państwa jest przez tutejszych alewitów wręcz ubóstwiany. Nie ma w tym określeniu żadnej przesady, gdyż jego wizerunek w cemevi usytuowany jest w centralnym miejscu sali modlitewnej, na równi z portretami świątobliwych Alego i Hadżiego Bektasza (!).
Ponadto, należy odnotować, że alewici tradycyjnie popierają partie lewicowe. Walka ze społecznym wykluczeniem i nierównością oraz egalitarny i wspólnotowy charakter alewizmu zawsze pchały jego wyznawców w ramiona marksistów i komunistów. W ostatnich latach, jednak alewici zwrócili się jednak ku kemalistowskiej i po części socjaldemokratycznej Partii Republikańsko - Ludowej ( Cumhuriyet Halk Partisi- CHP), a w ostatnich wyborach nawet niektórzy przedstawiciele deklarowali poparcie dla rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju ( Adalet ve Kalkınma Partisi- AKP), co można tłumaczyć, pojednawczymi zabiegami premiera Recepa Tayyipa Erdoğana, który początkowo odmawiał alewitom prawa do deklarowania się jako grupa religijna, później jednak swoje stanowisko - przynajmniej w teorii- złagodził, czego wyrazem był udział w alewickiej ceremonii. Są to jednak bardziej pojedyncze przypadki aniżeli tendencja. Niemniej jednak, alewici pozostają silnie skłóceni z nacjonalistyczną i tradycyjnie sunnicką prawicą turecką.
Ostatnim punktem naszego spotkania w bibliotece i centrum kultury jest wizyta w cemevi .
Wchodzi się do niego przez biuro Centrum Kultury. Sala ma około 20 metrów długości i jakieś 5 metrów szerokości. Przed wejściem należy zdjąć buty. Cała sala wyłożona jest dywanami. Nie dokonuje się ablucji. Brakuje również mihrabu – niszy w ścianie wskazującej kiblę – kierunek modlitwy. Na końcu sali znajduje się ułożone ze specjalnych poduszek siedzisko dla dede prowadzącego modły. Przy siedzisku znajduje się stojak do mikrofonu oraz rodzaj podpórki, na której stawia się księgę, przypominającej tę, na której stawia się mszał w kościele katolickim, oraz świecznik na drewnianej podstawie. Siedziska dla wiernych są rozłożone wzdłuż ścian, dokoła sali. Wewnętrzna przestrzeń pozostaje pusta. W tym miejscu odbywa się ceremonia semah – rytualny taniec wykonywany przez derwiszów
obojga płci. W miejscu przeznaczonym dla dede za jego plecami na ścianie wywieszone są sporej wielkości (jakieś 100 x 70 cm) obrazy na których przedstawieni są od lewej:
Ali ibn Abu Talib, Hadżi Bektasz Veli i Mustafa Kemal Atatürk. Ten ostatni na jednym z częściej spotykanych obrazów, opierając się rękami o drewnianą barierkę lub mównicę, spoglądający w swoją prawą stronę ze wzrokiem wzniesionym ku niebu. W lewej dłoni, rzecz na którą dotąd w ogóle nie zwracałem uwagi- dzierży różaniec. Wszystkie trzy postaci można oglądać na mniejszych podobiznach porozwieszanych na ścianach wzdłuż całej sali, uzupełnione o portrety będące wyobrażeniami świętych męczenników- imamów Husajna i jago brata Hasana. Poza tym można zobaczyć prosty rysunek obrazujący wypadki pod Karbalą oraz zdjęcia odprawiających rytualny taniec semah. Przy ścianie przeciwległej do „ołtarza” znajdują się metalowe szafy w których znajdują się męskie i żeńskie kostiumy derwiszow . Ponadto, wzdłuż poprzecznej- krótszej i drugiej dłuższej ściany rozstawione są regały, na których oprócz Koranu i historii islamu stoją nierozszyfrowalne dla mnie pozycje w języku osmańsko-tureckim, książki zupełnie świeckie jak słowniki oraz ku naszemu zdumieniu- Biblia w języku angielskim. Wzdłuż jednego z regałów rozciągnięty jest transparent z napisem po tuercku: ''Filistın Halkı Yalnız Değildir'', czyli ''Lud Palestyński Nie Jest Sam'' oznajmiający jedność z tym narodem.
Siadając na podłodze p. Muharrem instruuje nas, że możemy siadać klęcząc i opierając ciężar ciała na łydkach, lub po turecku- ze skrzyżowanymi nogami, nigdy zaś z wyciągniętymi.
Gospodarze demonstrują nam guślę, ktorej akompaniament towarzyszy ceremonii.
Nie ma też przeszkód w robieniu zdjęć. Zostajemy zaproszeni na uroczystość, która ma odbyć się w następnym tygodniu. Na tym kończy się nasze spotkanie w bibliotece i cemevi .
Później zostajemy zawiezieni samochodem w miejsce, gdzie możemy zobaczyć opisany wcześniej ziyaret po czym nasi przewodnicy udają się do domów. Wracając do Adany mijamy kolejny ziyaret, usadowiony w środku miasteczka, do którego nie wchodzimy, ale mamy nadzieję obejrzeć przy okazji następnej wizyty.
Subskrybuj:
Posty (Atom)